Nienawidzę cię, mały cwaniaczku. Nie znoszę tego, że jesteś taki głośny i krzykliwy. W żaden sposób nie można cię przekupić, przekonać czy choćby brutalnie zastraszyć i zmusić do tego, żebyś w końcu zamknął tę swoją jazgotliwą jadaczkę. Wiesz co? Coś ci wypomnę! Chodzi mi o pierwszą grudniową sobotę 2016 roku. Była czwarta nad ranem. Darłeś się jak opętany i wrzeszczałeś wniebogłosy… a mimo to jestem ci bardzo wdzięczny. Bo gdyby nie ty, nie zobaczyłbym nigdy na własne oczy tych DRZWI. Tak, tak, nie przesłyszeliście się, moi drodzy. Nie chodzi mi o jakieś zwykłe drzwi, ale mam na myśli te jedne, wyjątkowe, które zmieniły na zawsze bieg historii Europy.

Drogi budziku, nie obrażaj się za ten ostry wstęp. Ja naprawdę nie chowam do ciebie urazy, bo w sumie robiłeś to, co do ciebie należało. W każdym razie kiedy już mnie brutalnie obudziłeś i zmusiłeś do tego, żebym, półprzytomny, pojechał na lotnisko, wsiadł w samolot do Berlina i w końcu tam wylądował, zadałem sobie pytanie – a dlaczego by właściwie nie zostać w tym mieście? Jest tak modne ostatnimi czasy, że głupio stąd odjeżdżać…

 

b6A jednak postanowiłem pojechać dalej, do Wittenbergi. I wiecie co? To był doskonały wybór, a ja polecam wam zrobić to samo. Berlin zdążycie zwiedzić nie raz i nie dwa, a przecież wystarczy tylko wsiąść tutaj do pociągu, żeby po zaledwie 40 minutach podróży znaleźć się w innym świecie… Bo Wittenberga to małe i niebywale urokliwe miasteczko, które „kupuje” turystę już na wstępie. Śliczne, urokliwe uliczki, pieczołowicie odrestaurowane kamienice, brukowane, wąskie zaułki- tym miasto skusi cię na „dzień dobry”.

Druga sprawa- to ten przyjazny, małomiasteczkowy klimat. Miasto jest niewielkie, wszyscy się znają i można to poczuć na każdym kroku. W każdym razie, mój przewodnik co chwila kłaniał się napotkanym przez nas mieszkańcom i uśmiechał się do nich zapytując się co słychać. No dobrze, ale gdzie dalej iść? – zapytasz mnie, drogi czytelniku.

b4

Ano, możesz zacząć zwiedzanie od najnowszej atrakcji miasta, czyli Panoramy. Wchodzisz do owalnego budynku, wysokiego na dwa piętra. Na środku stoi coś w rodzaju ambony strzelniczej. Wdrapujesz się na górę i… nagle jesteś się na placu przed katedrą w Wittenberdze w XVI wieku. Otacza cię idealnie odwzorowane miasto z tamtych czasów i toczące się dookoła życie- przekupki na straganach, rzemieślnicy, mieszczanie, księża… Słyszysz rozmowy, gwar, odgłosy tętniącej życiem Wittenbergi. Co kilka minut zachodzi słońce, zapada noc, potem znowu wstaje dzień… a wszystko odwzorowane tak realistycznie, że zaczynasz się czuć jakbyś właśnie przeniósł się w tamte czasy, niczym Marty McFly z „Powrotu do przyszłości”. Brakuje ci tylko obcisłych rajtuzów, skórzanych ciżemek i fikuśnej czapki z pomponem, żeby wrażenie było kompletne.

b1

Kiedy stamtąd wyjdziesz, stwierdzisz ze zdziwieniem, że w zasadzie to ciągle jesteś w czasach renesansu, gdyż dookoła siebie zobaczysz te same miejsca i budynki, które widziałeś w Panoramie. Bo ścisłe centrum ma ciągle ten sam, historyczny i niezmieniony od setek lat klimat…i to jest właśnie kolejny atut miasta.

Jeśli lubisz się zakładać, to stawiam dobre, niemieckie piwo na to, że zauroczy cię tutejszy rynek z okazałym ratuszem. Radzę też pozaglądać do bram usytuowanych w kamienicach sąsiadujących z rynkiem- odkryjesz tam piękne i porośnięte bluszczem, klimatyczne dziedzińce, w sam raz na romantyczną randkę.

A teraz przypomnij sobie z nudnych lekcji historii niejakiego Marcina Lutra. Kojarzysz? No pewnie, to twórca reformacji, która 500 lat temu spowodowała prawdziwą rewolucję w kościele. A czemu akurat Luter? Ano dlatego, że w Wittenberdze natkniesz się jego ślady niemalże wszędzie. Wszak to tutaj urodził się, spędził dużą część swojego życia, tu także znajduje się jego grób. A zatem możesz odwiedzić Dom Lutra, usytuowany w okazałym zamku, zobaczyć kamienicę, w której spędził ostatnie lata życia, czy też piękny kościół miejski, będący jedną z najważniejszych świątyń reformacji.

b5

I w końcu dotrzesz do TEGO miejsca- przepięknego kościoła zamkowego, górującego nad całą Wittenbergą. Oczywiście wejdź do środka, pooglądaj majestatyczne wnętrze, zachwyć się witrażami, ale i tak w końcu wyjdziesz na zewnątrz i trafisz na nie. Czyli na DRZWI. Tak, tak, to są właśnie te drzwi, które sprawiły, że wstałem o czwartej nad ranem i przebyłem w sumie 800 km, żeby je zobaczyć. Bo w przyszłym roku, a dokładnie 31 października, minie okrągłe 500 lat, odkąd skromny zakonnik Marcin Luter przybił na nich rewolucyjne 95 tez, które zapoczątkowały reformację i sprawiły, że w kościele już nic później nie było takie same.

Dlaczego zrobił to w takiej formie? Ano dlatego, że wcześniej wydał tradycyjną metodą publikację zawierającą jego stanowisko, jednak przeszła ona bez najmniejszego echa. A zatem imć pan Marcin postawił po prostu na… show! Przybił swoje tezy na drzwiach kościoła, czym wywołał spore zamieszanie… zwracając przy okazji uwagę na siebie i na to, co ma do powiedzenia. Sami powiedzcie- czyż nie tak samo postępują dzisiaj sprytni artyści? Skandal, Mocium Panie – to jest dopiero skuteczna metoda!

b2

Ale faktem jest, że namieszał Pan Luter, oj namieszał. Sprzeciwiał się na przykład kupowaniu za pieniądze odpustów swoich grzechów, co było wtedy praktyką nagminną, bo księża kupczyli sobie wesoło odpuszczaniem win na prawo i na lewo, a interes znakomicie się kręcił. Luter twierdził też, że rozgrzeszenie człowieka należy wyłącznie do Boga, a nie do kapłanów. Jego myśli, dzięki rozwiniętej sztuce drukarskiej, trafiły w ciągu miesiąca do szerokich mas ludzi w Niemczech, a po jakimś czasie rozlały się po całej Europie, wywołując głęboki podział kościoła i popłoch wśród bystrych braciszków ze zmysłem handlowym…

b3

I mimo tego, że oryginalne, drewniane drzwi spłonęły, a dziś ich miejsce zajmuje metalowa kopia, to i tak trzeba uznać, że najważniejsze drzwi w Europie znajdują się właśnie w pięknej, klimatycznej i mało u nas znanej Wittenberdze.

No to jak, macie wolny weekend? To wsiadajcie w samochód, pociąg, autobus czy samolot i koniecznie zobaczcie to urokliwe miasto i słynne drzwi. A jak już się zachwycicie, to pamiętajcie, że jesteście mi dłużni dobre, niemieckie piwo…

Tutaj przeczytasz o moich wrażeniach z pobytu w Dreźnie

Nowe i niepublikowane opowieści z moich podróży przeczytasz w książce „Miejsce Za Miejscem, czyli podróże małe i duże”. Kliknij tutaj, żeby kupić książkę.

Chcesz być na bieżąco? Kliknij tutaj i polub ten blog na Facebooku!

Audycja „Miejsce Za Miejscem”- w każdy wtorek o 10:20 na antenie Radia Dla Ciebie oraz na: www.rdc.plArchiwalnych audycji można posłuchać tutaj.

————————————————————————————————————-