Taki Mick Jagger to ma dobrze. Ba – wszyscy członkowie Rolling Stones mają dobrze. Latają sobie chłopy prywatnym odrzutowcem, piją najlepsze alkohole, a pieniędzmi z tantiem za odtworzenia ich piosenek na całym świecie mogliby wytapetować ściany w swoich domach. Nawet wypadki którym ulegają są też nieco luksusowe – wystarczy wspomnieć choćby ich gitarzystę Keitha Richardsa, który jakiś czas temu spadł z palmy kokosowej na swojej prywatnej wyspie. A jeszcze po koncertach panowie są zawożeni przedłużanymi limuzynami do najlepszych apartamentów w najlepszych hotelach na świecie. A jednym z takich hoteli jest wiedeński Sacher, w którym –  uwierzcie mi – nawet Mick Jagger ma szansę poczuć się wyjątkowo!

Cholera, mam nadzieję, że ten wstęp nie zabrzmiał szczególnie zazdrośnie? Bo tak się składa, że ja także jestem muzykiem, ale w kraju, w którym przemysł muzyczny to niestety ani show, ani biznes… Bo u nas jeździ się na koncerty busami, tantiemy bywają oczywiście większe i mniejsze, jednak większości muzyków starczają w najlepszym razie na pokrycie rachunków, natomiast prywatnego odrzutowca nie widziałem nigdzie, choć chodzą plotki, że Michał Wiśniewski kiedyś miał swojego. A spaść to można co najwyżej po koncercie na dożynkach w Rogowicy koło Wąbrzeźna z plastikowej palmy na ganku motelu, spożywając wcześniej z wójtem lokalny bimber. Ale jest jeden aspekt grania, który i u nas częściowo pokrywa się z tym, co mają gwiazdy na Zachodzie: otóż czasami organizatorzy koncertów miewają gest, zatem i nasi polscy muzycy sypiają w dobrych hotelach, ba – czasem nawet w najlepszych! Jednak uwierzcie mi: nigdzie w Polsce, nawet w pięciogwiazdkowym hotelu nie widziałem takich cudów jak w stolicy Austrii.

Bo wiedeński Sacher to hotel instytucja: kojarzący się z tym miastem równie silnie jak muzyka Mozarta, koncerty noworoczne w Operze czy też dobrze wysmażony na patelni sznycel. Po prostu jest on jednym z symboli Wiednia. A powodów tej wyjątkowej pozycji jest kilka. Po pierwsze: położenie. Bo, umówmy się, bardziej centralnie to już się chyba nie dało wybudować tego hotelu. Jeśli podczas waszej pierwszej wizyty w Wiedniu traficie na starówkę, to na pewno będziecie chcieli zobaczyć słynną, wspomnianą chwilę wcześniej Operę. No to wyobraźcie sobie, że Hotel Sacher znajduje się tuż za nią. Ba – przy odrobinie szczęścia, podczas kolacji z balkonu waszego pokoju hotelowego, będziecie mieli okazję podejrzeć jakąś primabalerinę, która w garderobie sznuruje sobie gustowny gorset przed premierą.

Po drugie: historia. I to ta szacowna, ubrana w elegancką suknię balową w złotych latach monarchii austro-węgierskiej. Bo Hotel Sacher istnieje nieprzerwanie od 1876 roku i jest to to jeden z najstarszych hoteli w Wiedniu. I tę historię wyczuwa się tutaj na każdym kroku. Już secesyjny wygląd fasady tego szacownego przybytku robi spore wrażenie. A kiedy wejdziemy do środka… no cóż, czujemy się jakbyśmy się przenieśli na plan kostiumowego filmu. Od progu witają nas kamerdynerzy ubrani w gustowne liberie, którzy kłaniają się w pas gościom, służąc swoją pomocą. W zasadzie to brakuje tylko arcyksięcia Józefa z sumiastym wąsem i małżonką u boku, ale w nie mamy wątpliwości, że właśnie znaleźliśmy się w czasach c.k. monarchii.

Po trzecie: przepych. „Marian, tu jest jakby luksusowo” chciałoby się rzec po wejściu do hotelu. I rzeczywiście: pod tym względem Sacher onieśmiela gości od progu. Pal licho kamerdynerów i boyów hotelowych w idealnie skrojonych uniformach. Już sam hol z marmurowymi ścianami i podłogą, z okazałym i pozłacanym żyrandolem, obstawiony antycznymi rzeźbami zapowiada nam, że będzie srogo, oj będzie!

A kiedy przechodzimy do foyer hotelu… zaczynamy się czuć niczym ubogi krewny na salonach szwagra, który właśnie wrócił z saksów w Ameryce. Bo oto nad nami znajduje się szklany sufit z witrażami, na ścianach obłożonych lakierowanym drewnem wiszą stare olejne obrazy oraz wielkie lustro oprawione w barokowe, pozłacane ramy. Możemy usiąść na antycznym i obitym misterną tkaniną fotelu przy marmurowym stoliku, albo położyć gazetę na pobliskim sekretarzyku, który został wyrzeźbiony 200 lat temu z drewna w najlepszym gatunku… Przy czym nie są to pseudoantyki z darmowych ulicznych „wystawek” w Holandii przywiezione przez wuja na pace w dostawczaku, ale autentyczne i dobrane ze znawstwem zabytkowe przedmioty, których nie powstydziłoby się żadne muzeum na świecie.

Dalej jest jeszcze lepiej: mijamy antyczne rzeźby, ściany są obite czerwoną tkaniną z jedwabiu, nawet winda jest obłożona do połowy dębową lamperią. Sala śniadaniowa? Zapewniam was, że jajecznica jedzona w otoczeniu ścian pokrytych zielonym pluszem, na których wiszą kilkusetletnie barokowe obrazy w złotych ramach, smakuje wyjątkowo.

Korytarze hotelowe? Wyobraźcie sobie marmurowe podłogi, antyczne rzeźby, obrazy i stare dokumenty hotelowe oprawione w ramki. A same pokoje? No cóż, mamy wybór spośród… stu czterdziestu dziewięciu! Różnią się one wyposażeniem, wielkością, ceną, przepychem czy też kolorem tapet na ścianach. Mnie udało się odwiedzić dwa z nich i oba były urządzone z najwyższą dbałością o szczegóły, wyposażone w zabytkowe meble, oddzielny pokój dzienny i przestronną łazienkę obłożoną w całości… najprawdziwszym marmurem.

Okazało się, że mniejszy z nich kosztował, bagatela, nieco ponad 600 euro za noc, a ten większy – jedyne 1800 euro za dobę. I – uwaga – to był tylko średniej klasy pokój. Bo jeśli chcecie przespać się w naprawdę komfortowych warunkach, możecie sobie wynająć na przykład pokój z dwoma sypialniami za 3.500 tysiąca euro, lub też – jeśli gracie w zespole Rolling Stones, lub jesteście Królową Brytyjską (nie wiem kto czyta mój blog, więc zakładam, że wszystko jest możliwe), albo po prostu macie dużo pieniędzy – wystarczy wyłożyć 7000 euro za noc w apartamencie prezydenckim z dwoma sypialniami.  Luksus kosztuje, lecz tutaj płacimy dodatkowo za coś jeszcze.

I tu dochodzimy do punktu czwartego, a mianowicie do… prestiżu! Bo czymże jest te marne kilka tysięcy euro? To tylko zwitek papierków, nic więcej! W zamian zyskujemy pobyt w miejscu, w którym przez ponad 100 lat gościło wiele prawdziwych sław. A ich zdjęcia wraz z autografami znajdziemy nieopodal hotelowego foyer.

Kogóż tu nie ma: Królowa Brytyjska, Księżna Monako, Prezydent Kennedy, Liza Minnelli, Jose Carreras, Elizabeth Taylor, a nawet John Lennon i Yoko Ono, którzy właśnie w Hotelu Sacher urządzili jedną ze swoich konferencji prasowych na temat pokoju na świecie. Nic więc dziwnego, że w dniu w którym odwiedziłem hotel, były dostępne jedynie dwa pokoje. Reszta była zarezerwowana.

No i na zakończenie jeszcze jedna rzecz, która rozsławiła to miejsce na cały świat. W zasadzie jest to przysłowiowa wisienka na torcik tego artykułu i to dosłownie na torcik. Bowiem hotel słynie z kawiarni, która znajduje się na parterze. A raczej z  pewnego smakołyku, który jest tutaj serwowany nieprzerwanie od 1832 roku! A jest to kawałek biszkoptu przełożony dżemem morelowym i oblany grubą warstwą najprawdziwszej, gorzkiej czekolady z charakterystyczną literą „S” wybitą na czekoladowej pieczęci. Tak, tak – tu tutaj powstał i jest do dzisiaj sprzedawany słynny tort Sachera – jedno z najsłynniejszych ciast na świecie.

Receptura objęta jest ścisłą tajemnicą, wiadomo tylko, że do jego produkcji używa się jedynie najlepszych składników, a zwarta i mokra konsystencja ciasta jest uzyskana dzięki długiemu procesowi ubicia białka. Przez lata próbowano podrabiać tort na różne sposoby, toczył się również proces z jedną z wiedeńskich cukierni, która chciała przywłaszczyć sobie prawo do pomysłu.

a14Aktorka Goldie Hawn też tu była i tort Sachera jadła!

Sprawę wygrał hotel (i słusznie, bo jakże mogłoby być inaczej?), dlatego zapamiętajcie to sobie – oryginał jest tylko jeden! Nie dziwi zatem długa kolejka turystów, którzy ustawiają się do kawiarni tylko po to, żeby za jedyne 7 euro zamówić słynny tort Sachera w miejscu, w którym go serwują od blisko 200 lat!

Dlatego, uwierzcie mi: warto być prezydentem, królem, światowej sławy aktorem czy po prostu krezusem. Warto być w końcu Mickiem Jaggerem nie tylko dla prywatnego odrzutowca czy też tabunów pięknych dziewczyn, od których nie można się opędzić. Ale przede wszystkim po to, żeby mieć możliwość spędzenia choćby jednej nocy w Hotelu Sacher – jednym z najlepszych i najsłynniejszych hoteli na świecie.

TUTAJ przeczytasz o najsłynniejszych niemieckich drzwiach.

Nowe i niepublikowane opowieści z moich podróży przeczytasz w moich trzech książkach. Kliknij tutaj, żeby kupić książki.

Chcesz być na bieżąco? Kliknij tutaj i polub ten blog na Facebooku!

Audycja „Miejsce Za Miejscem”- w każdy wtorek o 10:40 na antenie Radia Dla Ciebie oraz na: www.rdc.pl. Archiwalnych audycji można posłuchać tutaj.