Przepraszam. Stokrotnie przepraszam. Wszystkich, którzy obchodzą 25 listopada swoje święto. Albowiem dzisiaj skutecznie zepsuję wam humor, drodzy prezesi Polskich Kolei Państwowych. A w zasadzie to wasze dobre samopoczucie powinno być zaburzone już od 2011 roku, kiedy to ruszył szybki pociąg relacji Szanghaj-Pekin. Bo od tego momentu, w porównaniu z chińskimi kolejarzami, wypadacie niczym stara i zmurszała drezyna przy ekstraszybkim i nowoczesnym składzie.

Zacznijmy od tego, moi mili czytelnicy, że przez ostatnie lata nasze kolejarskie asy aż puchły z dumy. Dyrektorzy licznych spółek i ich podwładni nauczyli się pozyskiwać pieniądze z Unii Europejskiej i wydawać je na inwestycje. Zatem w całej Polsce budowano, przerabiano, modernizowano. Rosły pod niebo nowoczesne dworce, nadjeżdżały coraz to piękniejsze składy, a symbolem „nowego” jest słynne już Pendolino. Na dźwięk tego słowa zapewne prezesi kolejowi rosną z dumy, wciągając przy okazji brzuchy, i prężą się z zadowolenia, gdy pokazują swoimi dyrektorskimi palcami ten cud techniki.I wszystko byłoby pięknie, ale my, gatunek homo sapiens, a do tego jeszcze zamieszkujący polską ziemię, mamy jedną brzydką cechę. Otóż nasz samochód jest najlepszy do momentu gdy okaże się, że sąsiad kupił sobie ładniejszy, nowszy i do tego szybszy egzemplarz. A i jeszcze, przy okazji, zamienił żonę na młodszą. Wtedy całe powietrze uchodzi z nas w jednej chwili, bo okazuje się, że to jednak inni mają lepiej, czego bardzo nie lubimy. Zatem drodzy prezesi kolei w Polsce: schodźcie czym prędzej na ziemię z tych waszych pendolinowo-remontowych obłoczków samozadowolenia, bowiem dzisiaj opowiem wam o tym, jak to się robi w Chinach. I  obawiam się, że uśmiech zniknie wam z twarzy w tempie błyskawicznym.

A historia będzie dotyczyła jednej tylko linii kolejowej, ale spektakularnej, bo łączącej dwa największe chińskie miasta, mianowicie Szanghaj i Pekin. Ile kilometrów dzieli te metropolie? Dokładnie… 1318! Czyli mniej więcej tyle, ile wynosi odległość drogowa między Warszawą a Brukselą. Oczywiście pamiętajmy, że w Chinach to zaledwie niewielki wycinek kraju, który jest naprawdę ogromny. Otóż dziesięć lat temu tamtejsi kolejarze postanowili połączyć Pekin z Szanghajem tzw. linią kolejową dużych prędkości. I teraz, panowie prezesi PKP, odłóżcie swoje prospekty i skupcie się – otóż Chińczykom budowa 1318 km torów zajęła.. dwa i pół roku! Dokładnie tyle. Widzę, że panu prezesowi po lewej wypadł z ręki miniaturowy model Pendolino, a drugiemu, temu od inwestycji, herbatnik stanął w gardle z wrażenia, ale to jest prawda. Tak właśnie buduje się w Chinach. U nas modernizacja linii kolejowej Warszawa-Gdańsk, o długości raptem 320 km, ślimaczyła się niemiłosiernie przez osiem lat, a i tak do dzisiaj maksymalna prędkość pociągów na tej trasie to raptem 160 km/h.

I co panowie? Zaczyna do was docierać brutalna prawda? No to idziemy dalej.

Weźmy chociaż wspomniane wcześniej Pendolina, które dotąd były powodem waszej prezesowskiej dumy. Pal licho, że przepłacone. Pal licho, że średnio potrzebne, kiedy nie ma nawet torów, na których mogłyby się rozpędzić na miarę swoich możliwości. Ważne, że są, jeżdżą i wydaje się to wam szczytem kolejarskich możliwości w wydaniu polskim. No to wam powiem, że szybkie składy na linii Pekin-Szanghaj osiągają prędkość maksymalną… blisko 400 km/h. Natomiast średnia szybkość takiego pociągu to 350 km/h. Nic więc dziwnego, że wycieczka z Pekinu do Szanghaju trwa raptem nieco ponad 4,5 godziny. Toż to nawet książki człowiek nie zdąży przeczytać. I jak, panowie prezesi – imponujące?

Żeby było ciekawiej, to w środku zupełnie nie czujemy tej prędkości, siedząc sobie na wygodnym fotelu w ultranowoczesnym wagonie, co zaświadcza autor tego artykułu, który miał okazję przejechać się tym cudem techniki w grudniu 2018 roku.

Domyślam się, że nasi dyrektorzy PKP zaczęliby w tym momencie bronić swojej urażonej dumy i przekrzykiwać się, że w ciągu doby między takim Gdańskiem, a Warszawą jeździ przecież kilkanaście pociągów! Niestety, w tej kwestii także nie mam dla was, drodzy panowie w garniturach, dobrych wiadomości. Otóż w ciągu dnia z Pekinu do Szanghaju wyrusza… 90 składów! Częstotliwość jest tak duża, że w godzinach szczytu odjeżdżają one co kwadrans. Oczywiście bierze się to tylko i wyłącznie z ogromnej ilości mieszkańców zamieszkujących Chiny, ale i tak liczba ta robi wrażenie. Przy czym radzę zakupić bilet na kilka dni wcześniej – bo aż takie jest obłożenie.

No i jeszcze dworce. Nasi kolejarze chwalą się przebudową Dworca Centralnego w Warszawie czy też stacji Łódź Fabryczna, Kraków Główny i Poznań Główny. Choć Bogiem a prawdą, to przypadku tych dwóch ostatnich możemy mówić co najwyżej o dworcu jako skromnym dodatku do galerii handlowych… A jednak Chińczycy zaprojektowali swoje przystanki z większym rozmachem. Dużo większym! Otóż dworce kolejowe w Pekinie czy Szanghaju przypominają raczej lotniska. Są ogromne, pełne ludzi , a przy tym doskonale zorganizowane, ale jednak osobiście radzę pojawić się na nich co najmniej godzinę przed odjazdem, bo te wszystkie procedury trochę trwają. Aby „wsiąść do pociągu byle jakiego” musimy przejść normalne, lotniskowe kontrole bagażu, biletu i dokumentów, a następnie udać się pod właściwą „bramkę” (gate) i tam poczekać na swoją kolej, bowiem pasażerowie są wpuszczeni na peron dopiero 15 minut przed odjazdem pociągu. Niezła logistyka, prawda?

Jednak jest coś, w czym Polskie Koleje Państwowe przewyższają koleje Państwa Środka, a mianowicie… ceny biletów. Tutaj, wąsaci panowie prezesi, wygraliście! Bilet na pociąg Pendolino z Warszawy do Gdańska zakupiony w ostatniej chwili, to koszt 150 złotych za nieco ponad 300 kilometrową trasę. W Chinach też tanio nie jest, bo za podróż tym szybkim pociągiem trzeba zapłacić, w przeliczeniu, około 300 zł. Nie zapominajmy jednak, że przejeżdżamy ponad cztery razy większą odległość. Strach zatem pomyśleć, jaką cenę byście ustalili, panowie prezesi, w Polsce za podobną podróż, choć zapewne jako dyrektorzy, macie spora dawkę fantazji i wierzę, że moglibyście nas wszystkich zadziwić.

No dobrze, już kończę. Nie lubię psuć humoru, a zwłaszcza kolejarzom, do których mam od zawsze sentyment. Liczę zatem, że do 25 listopada, kiedy to wypada wasze święto, zdołacie przetrawić w spokoju wiadomości z Chin i z godnością przełknąć tę żabę, a wasze prezesowskie głowy będą znowu napakowane optymizmem i wiarą w lepsze jutro. A jeśli nie, to na pocieszenie mam dla was specjalną piosenkę. Z osobistą dedykacją od wiernego pasażera!

Tutaj przeczytasz o dziwnych zwyczajach w Chinach.

Nowe i niepublikowane opowieści z moich podróży przeczytasz w książce „Miejsce za miejscem, czyli podróże małe i duże” oraz w jej drugiej części. Kliknij tutaj, żeby kupić książki.

Chcesz być na bieżąco? Kliknij tutaj i polub ten blog na Facebooku!

Audycja „Miejsce Za Miejscem”- w każdy wtorek o 10:40 na antenie Radia Dla Ciebie oraz na: www.rdc.plArchiwalnych audycji można posłuchać tutaj