„Jeśli nie chcesz mojej zguby, krokodyla daj mi luby” – mawiała Klara, bohaterka słynnej „Zemsty” Fredry. A ja wam mówię, że gdybym był kobietą, miał wyższy głos, piękną twarz, ciemne włosy i do tego talię osy, to zażądałbym od mojego lubego ni mniej ni więcej, jak tylko szafranu. I to od razu całego kilograma. Niech chłop zbankrutuje, a co mi tam. Bo to by znaczyło, że naprawdę mnie kocha.

Kiedy byłem w Iranie i spróbowałem kilku potraw z dodatkiem tej oto przyprawy, wiedziałem już, że to będzie moje uzależnienie. Z tym faktem się nie dyskutuje: smak szafranu jest jedyny w swoim rodzaju. Nieporównywalny z niczym innym. Oryginalny i dominujący w każdej potrawie. Król, ba – cesarz kuchni bliskowschodniej. Władca absolutny, któremu nie zagraża żaden sukcesor, ani konkurent z sąsiedniego mocarstwa. Król Szafran Pierwszy Na Zawsze Niezdobyty!
(Teraz będzie w nawiasie. Bo chcę pomóc tym wszystkim, którzy wstydliwie zadali sobie w tym momencie dwa podstawowe pytania: co to właściwie jest ten szafran? Czy to z ogóle zwierzę czy roślina? Bo niby wszyscy znamy tę nazwę, ale… tak w gruncie rzeczy –  co to w ogóle jest? Tylko dlatego, że piszę w nawiasie, to przyznam się do czegoś wstydliwego: ja na serio waham się do dziś z odpowiedzią na pytanie, czy znana z lekcji biologii ameba zielona to zwierzę, czy raczej roślina. A do niedawna nie widziałem też, czym tak naprawdę jest szafran! Na szczęście w Iranie dowiedziałem się, że to przyprawa pozyskiwana z pręcików kwiatów krokusa uprawnego. Czyli bardziej kwiatek niż krowa. Ale ciii…. umówmy się, że nie było tej podpowiedzi).
Moi drodzy czytelnicy! Zapewne doskonale wiecie, że szafran to pręciki kwiatów krokusa uprawnego, prawda? Jestem dumny z waszej wiedzy. A dlaczego akurat piszę o tej przyprawie w kontekście Iranu? Ponieważ w tym kraju smak szafranu towarzyszy nam na każdym kroku. Tutaj czujemy go dosłownie w każdym kęsie lokalnych potraw. Większość słodyczy, w tym popularny sohan (wyrabiany na bazie miodu, masła, kardamonu i pistacji), ma w swoim składzie ten magiczny składnik.

Lody? W Iranie dominują dwa smaki: różane oraz… właśnie szafranowe. Gulasz? Zupa? Dam sobie głowę uciąć, że w garnku każdej perskiej gospodyni na pewno pływają ze dwie nitki tego magicznego składnika, co wyczujemy potem podczas obiadu. Zatem po dwóch lub trzech dniach pobytu w Iranie ci spośród was, którzy nie mieli wcześniej okazji popróbować tej królewskiej przyprawy, siłą rzeczy poznają jej smak i nauczą się go rozpoznawać, przy okazji trafiając do elitarnego grona ludzi kojarzących specyficzny aromat i posmak szafranu. Uwierzcie mi – boski i nie do podrobienia, ani zastąpienia niczym innym.

A czemu akurat w Iranie jest on tak popularny? Bowiem aż 95% światowej produkcji szafranu pochodzi z tego kraju. Panują tam idealne warunki do uprawy krokusów, a państwo perskie od setek lat słynie z tego wyrobu na cały świat. Możemy więc zaryzykować, niczym  Einstein równanie E = mc2, inne prawidło matematyczne, mianowicie takie, że: Iran = szafran.

Czy wiecie jak delikatne rączki trzeba mieć, żeby obchodzić się z krokusem uprawnym? Jak wiele miłości należy posiadać w sobie, ażeby potrafić z należytą atencją i zrozumieniem podejść do tych kwiatów? Wyobraźcie sobie, że zbieracze wstają przed świtem i udają się na pola po to, by wybrać te najdelikatniejsze, które rozwijają się tylko pod osłoną nocy. Należy je zerwać o wschodzie słońca, bo świeże pąki cierpią i więdną od nadmiernego światła i ciepła dnia.

Następnie zbieracze przenoszą je w wiklinowych koszach do zakładów, w których kolejne osoby cierpliwie, sztuka po sztuce, usuwają ręcznie malutkie pręciki z każdego kwiatu krokusa. Potem są one opiekane, suszone, a na końcu pakowane. Wszystko odbywa się wyłącznie manualnie. Przy czym takie opakowanie zawiera zaledwie kilka lub kilkanaście pręcików szafranu. Dlaczego? Bo wystarczą dwa lub trzy, ażeby nadać całemu garnkowi potrawy charakterystycznego smaku.

To teraz już domyślacie się skąd się bierze cena królewskiej przyprawy? Albowiem szafran pozyskiwany z najdroższych odmian krokusów potrafi uzyskać cenę nawet… kilkudziesięciu tysięcy złotych za kilogram! Panie pieprzu, pani gorczyco i bazylio, panie tymianku i oregano – przy szafranie jesteście jedynie biednymi krewnymi króla i to jeszcze z prowincji. Ale nie ma się co dziwić, bo kilogram tej cesarskiej przyprawy pozyskiwany jest z – uwaga – nawet dwustu tysięcy kwiatów krokusa! Jeśli dojdzie do tego jeszcze benedyktyńska i ręczna robota związana ze zbiorem o świcie,  pozyskiwaniem malutkich pręcików ze środka kwiatów oraz późniejszym suszeniem tychże, uzyskujemy odpowiedź na pytanie, dlaczego szafran to Ferrari pośród pozostałych przypraw.

Dlatego, drogie dziewczęta, apeluję do was! Żadnego krokodyla, którego chciała Klara od Papkina. Żadnej operacji ust na urodziny. Żadnych drogich perfum ani seksownej bielizny na rocznicę ślubu. Szafranu zażądajcie, moje drogie damy, szafranu!  A jak wybranek kupi i przy tym nie zbankrutuje, to znaczy, że kocha i jest do tego bogaty.

Czegóż więcej chcieć od lubego?

Tutaj przeczytasz o najpiękniejszym miasteczku w Iranie.

Nowe i niepublikowane opowieści z moich podróży przeczytasz w książce „Miejsce za miejscem, czyli podróże małe i duże” oraz w jej drugiej części. Kliknij tutaj, żeby kupić książki.

Chcesz być na bieżąco? Kliknij tutaj i polub ten blog na Facebooku!

Audycja „Miejsce Za Miejscem”- w każdy wtorek o 10:40 na antenie Radia Dla Ciebie oraz na: www.rdc.plArchiwalnych audycji można posłuchać tutaj