Raz na jakiś czas, staram się napisać jakiś praktyczny artykuł. Czyli nie tylko polecić miejsce, ale i doradzić na przykład jak się gdzieś dostać albo jaki środek transportu wybrać w danym kraju. I dzisiaj chcę wam przybliżyć temat podróżowania po Etiopii. A nie jest to wcale taka oczywista sprawa i nie mając doświadczenia, łatwo w tym temacie wejść na przysłowiową minę. I przy okazji zrobić sobie kuku. Po pierwsze trzeba wziąć pod uwagę jeden fakt: Etiopia to ogromny kraj. Zajmuje powierzchnię 80 mln km2, czyli jest ponad dwa razy większy od Polski. Tutaj naprawdę odległości są spore. Zatem trzeba o tym pamiętać, bo na wyjeździe to trzeba zwiedzać, a nie spędzać czas w wiecznej podróży z miejsca na miejsce. A zatem opcja pierwsza. Drogi czytelniku, jeśli należysz do elitarnego grona burżujów, innymi słowy jeśli na twoim koncie znajdują się kwoty kilkucyfrowe, to najlepszym dla Ciebie rozwiązaniem będzie samolot. Linie Air Ethiopian, mimo że kilka lat temu zaliczyły dużą katastrofę lotniczą, uchodzą za najlepsze w całej Afryce i…bezpieczne! A tak się składa, że na terenie Etiopii dolatują do większości ważnych miast – nie tylko tych dużych ale także średnich i małych. Oczywiście nie ma się co spodziewać wielkiego samolotu – po kraju latają sobie małe samolociki, czasem biorące na pokład raptem kilkanaście osób. A jeśli w danej miejscowości brak jest nawet prowizorycznego lotniska? Nic straconego, bo wtedy zamyka się na pół godziny jakąś szeroką drogę w miasteczku i samolot po prostu na niej ląduje, niczym na pasie startowym. No i mamy szansę wyjść z samolotu prosto do naszego hotelu w centrum. No i gitara! Jak jednak mówiłem, jest to opcja dla tych z grubszym portfelem, bo taki wewnętrzny lot kosztuje w przeliczeniu kilkaset złotych, więc jeśli planujemy ich kilka, to suma robi się całkiem spora. Chyba, że dolecieliśmy z Europy do Etiopii tymi liniami. Wtedy możemy liczyć na zniżki w przypadku lotów wewnątrzkrajowych. A jeśli ktoś w na koncie w banku ma żenujące kwoty i zechce w podróży po Etiopii  „obtanić”? Cóż, jest kilka możliwości. Przede wszystkim autobusy. Są tanie, ale jak wiadomo cena rzadko idzie z jakością, więc po pierwsze – musimy stawić się na dworcu w danym mieście przed godziną szóstą rano, która jest bandycką porą do wstawania. Albowiem autobusy jadące w długą podróż startują zwykle o tej porze z dworców miejskich. Poza tym są dość niewygodne i wloką się niesamowicie, zatrzymując się po drodze na każdym przystanku i w każdej mijanej pipidówce. I jeszcze coś – to zazwyczaj wiekowe pojazdy, a zatem dość awaryjne. I podobno jakiś ich spory procent rozkracza się znienacka na drodze i nie dojeżdża do celu. Ale – bez ryzyka nie ma zabawy. Możemy też postawić na prywatne busy. To też tania opcja i także ma swoje minusy. Jeżdżą wprawdzie dużo szybciej niż autobusy, więc podróż będzie na pewno krótsza. Ale kierowcy zabierają często do środka nadkomplety ludzi i upychają ich jak sardynki w puszce, więc trzeba się przygotować na to, że nasze biodra będą się ściśle stykały z biodrami etiopskiej staruszki z jednej strony, a ze skrzynką z kogutem z drugiej. Bardzo blisko. No ale największym minusem obu tych opcji jest to, że ani autobusem ani busem nie dojedziemy do części atrakcji turystycznych. Na przykład nie ma szans, żeby dojechać do dzikich plemion etiopskich, które koczują na południu kraju w dolinie rzeki Omo. Często są to bowiem miejsca odludne, odosobnione, oddalone od najbliższych miast o 70-80 kilometrów. Zatem to wielki minus tych tanich opcji. Jednak zdarzają się mistrzowie kombinowania! Otóż kiedy ja z grupą znajomych podróżowałem po Etiopii wynajętym jeepem, często mijał nas Europejczyk na małym, rozklekotanym i wiekowym motorku, zapewne także wynajętym. I wyobraźcie sobie, że kiedy my wracaliśmy na przykład z wizyty u jakiegoś dzikiego plemienia na końcu świata, on tam sobie dopiero spokojnie jechał. I tak oto spryciarz pyrkotał, pyrkotał, aż się dopyrkotał i to wszędzie tam, gdzie chciał. Można? Można! A skoro jesteśmy w temacie jeepów, to właśnie doszliśmy do chyba najbardziej optymalnego sposobu podróżowania. W Addis Abebie, stolicy Etiopii, istnieją dziesiątki lokalnych agencji, które oferują zwiedzanie kraju w ten sposób. Ba, w cenie dostajemy naszego prywatnego kierowcę, który jest jednocześnie przewodnikiem, zna język i lokalne zwyczaje. Do tego zaplanuje nam całą trasę, załatwi z wodzami plemion wejście na teren ich wiosek i pilnuje całego planu wyjazdu, a dodatkowo bukuje nam noclegi w niedrogich hotelach. Poza tym taki jeep dojedzie dokładnie wszędzie. Jeśli dobrze poszukamy tańszej agencji przez internet, okazuje się, że cena za całość, rozłożona na kilka osób z grupy, okazuje się bardzo przyzwoita. Ale – bez względu na to czy wybierzemy opcję autobusu, busika czy jeepa – jedno jest pewne: i tak nie przyspieszymy swojej podróży. Dlatego, że po Etiopii jeździ się dość wolno, a 200 kilometrów przejeżdża się w 5 do 6 godzin. I to nawet nie ze względu na stan dróg, które oczywiście bywają fatalne, ale są także całkiem w niezłym stanie. Dzieje się tak dlatego, że ulice, nawet te główne w miastach, służą Etiopczykom jako naturalne miejsce spacerów i przechadzania się bydła. Instytucja chodnika występuje tam rzadko, zatem główna ulica pełni z dumą tę rolę. Kierowca musi zatem w każdej miejscowości zwolnić do 10 km na godzinę i powoli mijać stado krów, kozy oraz setki ludzi idących środkiem. Dlatego tu się nie da przyspieszyć. Z tego też względu jest w kraju niepisany zwyczaj, że po Etiopii nie jeździ się w nocy. Zawsze też oczekujmy, że kiedy staniemy na środku drogi z powodu stada kóz przed nami, na pewno ze wszystkich stron obskoczą nas handlarze, którzy będą chcieli sprzedać nam owoce, przegryzki czy kawę. No i jeszcze jak mamy biały kolor skóry, to na naszej drodze często staną stawały dzieci, które będą dla nas robić fikołki, będą śpiewać i tańczyć – w nadziei na kilka groszy czy choćby cukierki. W cenie są także długopisy i małe mydełka, dlatego radzę się z nie zaopatrzyć przed wyjazdem. A zatem, drogi czytelniku, w zależności od twojego stanu portfela i fantazji, po Etiopii możesz podróżować samolotami, autobusami, busami lub wynajętym samochodem. A nawet popyrkotać sobie wesoło na motorku. Wybór należy do ciebie… Inne opowieści z podróży można przeczytać w moich trzech książkach . Kliknij tutaj, żeby kupić książki. Chcesz być na bieżąco? Kliknij tutaj i polub ten blog na Facebooku! Audycja „Miejsce Za Miejscem” w każdą środę o 10:40 na antenie Radia Dla Ciebie oraz na: www.rdc.pl. Archiwalnych audycji można posłuchać tutaj