Kilka miesięcy temu pisałem na swoim blogu o dziwnych i kontrowersyjnych zachowaniach mieszkańców Państwa Środka. Była mowa o odgłosach zbierana śliny, które słychać notorycznie na chińskich ulicach, o (dosłownie) wspólnych toaletach, dłubaniu w nosie i uzależnieniu od telefonów komórkowych. Dzisiaj ciąg dalszy opowieści o zwyczajach Chińczyków.

Jednak ta opowieść będzie dużo bardziej przyjemna, bo te najdziwniejsze i odpychające dla nas zwyczaje omówiłem już we wspomnianym tekście. Natomiast teraz chcę wam przybliżyć jeszcze bardziej ten mądry naród i opowiedzieć o kilku ciekawych kwestiach dotyczących ich zachowań. Zatem pierwszą rzeczą która rzuca się w oczy na ulicach chińskich miast, to wszechobecne maseczki na twarzach ludzi.

O ile jeszcze kilka lat temu wydawało się to nam zupełnie kosmicznym obyczajem, to dzisiaj także w Polsce możemy je zobaczyć, zwłaszcza w dużych miastach zimą, kiedy wszyscy obawiamy się smogu. Natomiast Chińczycy masowo używają maseczek od wielu już lat, chroniąc się nie tylko od spalin ale również zarazków. I to jest słuszna koncepcja, bo pamiętajmy, że Chiny zamieszkuje 1 mld 300 mln ludzi, więc o epidemię nie jest trudno.

Kolejna rzecz, to umiłowanie do jednośladów. W samym Pekinie, o czym zresztą śpiewała piękna Katie Melua, na 21 milionów mieszkańców przypada… 9 milionów rowerów! Czy jesteście to sobie w stanie wyobrazić?

Do tego dochodzi jeszcze pewnie kolejne kilka milionów motorowerów… co daje nam obraz krainy jednośladów. Przy czym tutaj jeździ się nimi przez cały rok, montując tylko zimą na rower z przodu coś w rodzaju grubego śpiwora, który chroni nas przed mroźnym powietrzem. Chiny pod tym względem mogą spokojnie konkurować z Holandią.

Następna sprawa: na przywitanie nikt nie całuje się, bowiem uchodzi to za średnio eleganckie i higieniczne. Tutaj po prostu podaje się rękę, nawet jeśli nasz rozmówca jest kimś bliskim z rodziny. Ale znajdźmy w tym plusy: odchodzi nam bowiem zastanawianie się, czy pocałować ciocię Halinę na raz, dwa czy też może na trzy i nie musimy pocierać się policzkiem o kilkudniową szczecinę wujka Zenona.

No dobrze, a skoro jesteśmy przy spotkaniach towarzyskich, to co z prezentami? No cóż, nasza fantazja nie powinna znać granic, jednak trzeba mieć wiedzę czego w Chinach NIE dawać w formie podarunku.

Przede wszystkim są to kwiaty, a zwłaszcza te doniczkowe. Dla mieszkańców tego kraju kojarzą się one ze śmiercią i zejściem ze świata żywych. Podobnie rzecz się ma z… parasolami. Dlaczego akurat z tymi poczciwymi przedmiotami? Ano dlatego, że chińskie słowo oznaczające parasol oznacza „rozpad lub rozkład”. Dlatego dając go komuś w prezencie niejako sugerujemy, że nasza wspólna relacja zmierza ku końcowi. Ale podobnie jest i z butami, których także tutaj nie daje się w prezencie drugiej osobie, bo brzmienie słowa kojarzy się z wyrazem „zło”.

No i poza tym nie wręczajmy nikomu luster (według ich tradycyjnych wierzeń przyciągają one złe duchy), przedmiotów w kolorach białych i czarnych (bo wiąże się je tutaj z pogrzebami) oraz chusteczek (które kojarzą się podobnie źle), a także… zegarów i budzików. Czemu akurat one są na „prezentowym cenzurowanym”? Dlatego, że kojarzą się z upływem czasu, który pozostał nam do śmierci. Dlatego właśnie chińska ciocia Halina mogłaby uznać nawet najpiękniejszy budzik za spory afront i z zemsty wydziedziczyć nas ze spadku, a tego przecież nie chcemy…

Z takich dziwniejszych zachowań można jeszcze wspomnieć o tym, że często na ulicach chińskich miast można spotkać w letnie dni osoby przechadzające się pidżamach. Spokojnie, to nie są lunatycy ani uciekinierzy z ze szpitala. To po prostu osoby chore, rekonwalescenci lub też kobiety w ciąży, bowiem w tym kraju nie muszą one przebierać się w normalne ubranie, ażeby wyjść na ulicę, zatem pidżama w ich przypadku nikogo tutaj nie dziwi.

Powszechny jest także odpoczynek wprost na ulicy. Wędrując pośród hutongów, czyli starej, chińskiej, niewysokiej zabudowy możemy zobaczyć często śpiących ludzi – na specjalnie wyciągniętym z domu łóżku, materacu czy po prostu wprost na chodniku. Często trzymają w ręku telefon komórkowy (z którym – jak już wspominałem – Chińczyk nigdy się nie rozstaje) i po prostu sobie drzemią, zupełnie nie zwracając uwagi na uliczny gwar. Nikomu to nie przeszkadza i nikt ich nie budzi…

No i najważniejsze – Chińczycy są bardzo zamknięci w sobie. Publiczne okazywanie jakichkolwiek emocji jest tutaj uznawane za coś nieeleganckiego. Nawet jeśli dowiemy się o wygranej w totolotka, to raczej nie podskakujemy w górę jak pajacyk i nie obwieszczamy o tym całemu światu, a dopiero w domowym zaciszu cieszymy się z tego faktu. Są oni także narodem nieco wstydliwym, zatem temat seksu w codziennych rozmowach nie występuje i jest on kwestią tabu. No i na koniec piękna sprawa, albowiem mieszkańcy Chin mają wielki szacunek do starszych, który okazują na różne sposoby. Osoba w podeszłym wieku jest traktowana jako mądrzejsza, bardziej świadoma i bardziej doświadczona.

Zatem powiadam wam: Chiny to całkiem fajny kraj. Pełen mądrych ludzi, których zwyczaje wydają nam się nie z tej ziemi, a jednak którzy od tysięcy lat udowadniają, że byli, są i zapewne będą jednym z najważniejszych graczy na świecie.

Tylko pamiętajcie, żeby unikać dawania im budzików.

Inne opowieści z podróży przeczytasz moich trzech książkach: Kliknij tutaj, żeby kupić książki.

Chcesz być na bieżąco? Kliknij tutaj i polub ten blog na Facebooku!

Audycja „Miejsce Za Miejscem” w każdą środę o 10:40 na antenie Radia Dla Ciebie oraz na: www.rdc.plArchiwalnych audycji można posłuchać tutaj