Chciałbym, żeby każdy z was uderzył się teraz w swoją mniej lub bardziej mężną pierś i w duchu przyznał się do czegoś. A mianowicie do tego, że ma upatrzone jakieś miejsce – dzielnicę, osiedle, dom  lub choćby ciepłą i suchą kwaterę pod mostem –  na widok którego serce boje mocniej, w brzuchu pojawiają się motyle, a wyobraźnia podsuwa utopijne wizje, że może kiedyś tam zamieszkamy. Marzymy o tym skrycie i, choć zdajemy sobie sprawę, że to często nierealne plany, to jednak gdzieś w głębi duszy to miejsce działa na nas tak mocno, jak niegdyś na Adama Mickiewicza działał świerzop. Ale, ale – zaręczam wam, że takie myślenie czyni czasem cuda, czego przykładem jestem ja i moje wymarzone osiedle Latawiec… na którym zamieszkałem pół roku temu. Zaczęło się od tego, że jakieś 20 lat temu trafiłem po raz pierwszy na Plac Zbawiciela. Działały tu wtedy tak reprezentacyjne sklepy jak Centrala Rybna, a smutni przechodnie mijali się na ulicy, jakby zupełnie nie zwracali uwagi na to miejsce. Natomiast ja aż usiadłem z wrażenia. Odkryłem bowiem właśnie najładniejszy i najbardziej fotogeniczny plac stolicy i chyba jedyny, który bardzo przypomina te w Paryżu czy Rzymie. Przy chaotycznych ściekach komunikacyjnych w rodzaju strasznego Placu Bankowego i Placu Unii Lubelskiej przywodzących na myśl raczej Ułan Bator, Plac Zbawiciela jawi się jako cud architektoniczny. Ponieważ na placu nie znalazłem wtedy żadnej ławki (brawa dla ówczesnych gospodarzy miasta!), skręciłem więc w uliczkę tuż obok centrali rybnej… i zachwyciłem się kolejny raz. Oto bowiem znalazłem się na Osiedlu Latawiec i od razu zapłonąłem miłością. Zakochałem się w tej okolicy, a na tamtejszych ławeczkach przez kolejne lata snułem swoje utopijne wizje zamieszkania w tym miejscu. Czemu akurat tutaj? Przede wszystkim – to osiedle, zbudowane na początku lat 50. XX wieku jest jednym z niewielu ówczesnych przykładów naprawdę udanej wizji architektów. Wzorowany na paryskim Placu Wogezów jest dopracowany w każdym szczególe. Nazwa wzięła się od tego, jak okolica wygląda z lotu ptaka – na zdjęciach satelitarnych budynki rzeczywiście układają się w kształt latawca. Kręgosłupem całego osiedla jest Aleja Wyzwolenia, która łączy Plac Zbawiciela z Placem Na Rozdrożu, obsadzona drzewami i trawnikami, wzdłuż której stoją ładne, 6-piętrowe kamienice. Z ciekawymi i przemyślanymi trójkolorowymi elewacjami, dużymi oknami oraz ładnymi, czerwonymi i spadzistymi dachami. Do kolejnych budynków osiedla prowadzą wielkie, reprezentacyjne bramy, które są chyba najbardziej charakterystycznymi elementami osiedla. A sama Aleja Wyzwolenia ma w sobie jakąś magiczną moc przyciągania – zwłaszcza w lato, kiedy wokół spacerują ludzie, a w cieniu drzew na licznych ławkach można zaobserwować pełen przekrój społeczny: od starszych pań, które mieszkają tutaj od samego początku, poprzez lokalny kwiat bohemy alkoholowej z zaczerwienionymi twarzami i piwem chowanym pod pazuchą, aż po hipsterów, którzy odkrywają to miejsce w przerwie między sojową latte a wegańskim pasztetem spożywanym na pobliskim Placu Zbawiciela. A co najciekawsze, osiedle Latawiec zachowało wciąż swój małomiasteczkowy charakter – zwykle panuje tutaj spokój, ludzie znają się od lat, a ploteczki na ławce z rodzaju tych, że pani Teresa spod siódemki zrobiła sobie wyjątkowo nieudaną trwałą fryzurę i to jeszcze na fioletowo, są na porządku dziennym. Zakupy robi się w pobliskim warzywniaku, a sprzedawczyni z małego kiosku odkłada nam codziennie gazetę. Ale marzyłem o tym, żeby tutaj mieszkać także ze względu na lokalizację osiedla. Bo naprawdę trudno o lepsze miejsce do życia w Warszawie. Do Łazienek czy Parku Ujazdowskiego mamy stąd jakieś 300 metrów, podobny dystans dzieli nas od Pól Mokotowskich. Tuż obok znajdują się reprezentacyjne Aleje Ujazdowskie z okazałymi budynkami ministerstw, ambasad i pałaców. Dwie ulice dalej wchodzimy z kolei w urokliwą Aleję Róż i Aleję Przyjaciół, na której mieszkały niegdyś takie sławy jak Konstanty Ildefons Gałczyński, Władysław Broniewski czy też najważniejsi dygnitarze PRL-u. W obrębie osiedla znajduje się także jedno z najlepszych kin w Warszawie, czyli Luna. A poza tym… stąd jest wszędzie blisko. Do stacji metra mamy trzy minuty drogi, do kilku przystanków tramwajowych i autobusowych nawet jeszcze krócej, a od Pałacu Kultury dzieli nas 15 minutowy spacer. Tutejsza okolica, czyli Śródmieście Południowe, to jedna z niewielu dzielnic Warszawy, w której możemy poczuć ducha przedwojennej stolicy i obejrzeć piękne i stare kamienice i urokliwe uliczki w rodzaju Lwowskiej, Oleandrów czy Mokotowskiej, która stała się zresztą jedną z najmodniejszych i najbardziej snobistycznych ulic miasta, pełną butików, w której mamy niepowtarzalną okazję zakupić koszulkę za dwa tysiące złotych lub jeansy za pięć tysięcy. Ktoś chętny? Właśnie, skoro jesteśmy przy słowie „modny”, to trzeba też powiedzieć, że Plac Zbawiciela i okolice to już od dobrych kilku lat najbardziej pożądana miejscówka! Modę zapoczątkował klub „Plan B” oraz bistro „Charlotte”, które wprowadziło się na miejsce wspomnianej Centrali Rybnej. W międzyczasie na placu stanęła i płonęła słynna tęcza, a kolejne knajpy i bary powstawały lub zamykały się – w zależności od tego, czy udało im się zdobyć serca tutejszej hipsterskiej braci ozutej w spodnie-rurki, wielkie okulary i noszącej brody do ramion. A na pobliskiej Marszałkowskiej powstały dziesiątki restauracji i kawiarni, które odmieniły tę okolicę na zawsze. Zresztą aby przekonać się o niegasnącej popularności tego miejsca, trzeba przejść się tutaj wieczorem w letni weekend – na Placu kłębią się setki ludzi i czasami trudno się między nimi przecisnąć. Niestety, czasami nawet najpiękniejsza kobieta ma jakąś wadę, zatem i idylliczny Latawiec taką rysę posiada. A jest nią okropna Trasa Łazienkowska, która przebiega skrajem osiedla. Ściek dla tysięcy samochodów zbudowany w latach 70. XX wieku, kiedy to naczelnym mózgom planowania wydawało się, że im szersze drogi są w mieście, tym korków będzie mniej. Dzieje się dokładnie odwrotnie, dlatego czekam z utęsknieniem chwili, kiedy jakiś kolejny, odważny prezydent Warszawy zdecyduje się na schowanie tutejszego odcinka trasy do tunelu, tworząc nad nim deptak i uwalniając okolicę od hałasu. Jeśli słyszy mnie któryś z kandydatów na to stanowisko – jestem do dyspozycji także w kwestii innych pomysłów. I wcale nie będę drogi. A dzisiaj, kiedy siadam na ławce w Alei Wyzwolenia już jako mieszkaniec osiedla Latawiec i obserwuję okolicę z tą samą przyjemnością, z jaką robiłem to 20 lat temu, sam nie wiem jak to się właściwie stało. Czy los w końcu wsłuchał się w moje prośby o to, żeby tu zamieszkać, czy też siłą woli sprawiłem, że tak jest? Ale jestem pewien jednego: marzenia są od tego, żeby je spełniać. Czego także i wam życzę. Tutaj przeczytasz o pewnym nowym placu w Warszawie… Inne opowieści z moich podróży przeczytasz w książkach: „Miejsce za miejscem, czyli podróże małe i duże” oraz w jej drugiej części. Kliknij tutaj, żeby kupić książki. Chcesz być na bieżąco? Kliknij tutaj i polub ten blog na Facebooku! Audycja „Miejsce Za Miejscem” w każdy wtorek o 10:40 na antenie Radia Dla Ciebie oraz na: www.rdc.plArchiwalnych audycji można posłuchać tutaj ————————————————————————————————————-