Droga Pani Magdo! Choćby wzięła Pani największy talerz i rzuciła nim z hukiem o restauracyjną podłogę – to i tak wszystko na nic! Gdyby do tego w kuchni zechciała pani efektownie trzasnąć patelnią o szafki z jednoczesnym półobrotem tejże w powietrzu – te akrobatyczne wyczyny niczego nie zmienią. Także i najbardziej barokowa wiązanka słów wykrzyczanych z głośnością stu decybeli w kierunku właścicieli będzie tutaj zupełnie niepotrzebna. Bowiem w pizzerii Piccolo w Toruniu telewizyjne teorie dotyczące gastronomii zupełnie nie działają. I bardzo dobrze!

Przyznam się do tego, że lubię program o rewolucjach w kuchni, a do prowadzącej mam nawet pewną słabość. Oczywiście zdaję sobie sprawę z pewnej teatralności jej zachowań i z tego, że ten program to przede wszystkim show telewizyjny, który rządzi się własnymi prawami. Uczciwie trzeba jednak przyznać, że udało jej się uzdrowić co najmniej kilkadziesiąt lokali w Polsce. Szczególnie pamiętam wizyty w kilku pizzeriach i próby nauczenia kucharzy, jak powinno się robić najprawdziwszą, pizzę po włosku na cienkim cieście, na bazie cudownie miękkiego sera mozzarella i sosu z prawdziwych pomidorów.

Otóż gdyby pewnego pięknego dnia prowadząca ten program w towarzystwie, dajmy na to, rodowitego Włocha trafiła do pewnej pizzerii na toruńskiej starówce… no cóż, talerze zapewne latałyby w powietrzu het, het –  wysoko pod sufitem.

Chociaż, zgodnie z założeniami tego popularnego programu telewizyjnego, karta w lokalu jest krótka, a nawet bardzo krótka. Możemy zamówić pizzę (tylko jeden rodzaj: z serem i pieczarkami – za 7,40 zł), do wyboru z jednym z trzech sosów (dopłacając za nie 80 groszy), oraz… czerwony barszczyk, który kosztuje 2,90 zł. I nic więcej! Tak, tu menu jest wyjątkowo zwięzłe i klarowne: obejmuje całe DWIE pozycje.

Ciekawy jednak jestem co by powiedziała pani Magda, gdyby w końcu po krótkim oczekiwaniu dostała na stół tutejszą pizzę. Otóż… nie ma ona nic, ale to nic wspólnego ze swoim włoskim odpowiednikiem, no może poza okrągłym kształtem. Dostajemy na talerzu placek drożdżowy słusznej grubości około 3-4 cm, wielkości niedużego talerzyka. To zupełne przeciwieństwo cienkiego ciasta, którym od lat objadają się mieszkańcy Półwyspu Apenińskiego. Jakby tego jeszcze było mało, w miejsce mozzarelli, tego wybitnego wynalazku nabiałowego made in Italy, bez którego nie obejdzie się żadna margherita świata, tutaj występuje… starty, polski żółty ser, oczywiście w wersji roztopionej. No i pieczarki, czyli zapiekankowa klasyka!

Wyobrażam sobie przedziwną minę prowadzącej, gdyby dostała taki właśnie placek na talerzu. Nie jestem w stanie za to wyobrazić sobie wyrazu twarzy rodowitego Włocha, który zorientowałby się, że na samym wierzchu tej toruńskiej pizzy, znajduje się… wielka plama keczupu, względnie sosu majonezowego lub czosnkowego. Proszę mi uwierzyć – dla Włocha polać pizzę keczupem to tak samo jak dla nas dodać do schabowego kulkę lodów truskawkowych. Jest to absolutne faux pa, bezeceństwo, którego żaden Giovanni czy Francesco nie wybaczy kucharzowi do końca życia!

Natomiast tutaj takie połączenie to codzienność. Czuję więc, że program o rewolucjach w tym toruńskim barze zakończyłby się wielkim, głośnym i niebywale hucznym przedwczesnym finałem, w którym talerze latałyby po sam sufit ku uciesze milionów widzów przed telewizorami, bo takie niegrzeczne odcinki ludzie uwielbiają ponad wszystko.

Tyle, że… ta pizzeria nie potrzebuje takiej reklamy! Ba, ten lokal jest przykładem na to, że żadna miara telewizyjna do niego nie pasuje, a ludzie kochają to miejsce właśnie za to, jakie jest. Co z tego, że ta pizza nie ma nic wspólnego z włoskim wypiekiem, skoro każdego dnia setki torunian wpadają tu na jedzenie, a w porze obiadowej ciężko o wolny stolik.  Żeby tego jeszcze było mało, co chwila w kolejce po ten oryginalny serowo-pieczarkowy specjał stają ludzie zamawiający po kilka placków na wynos, dodatkowo kupując tutejszy czerwony barszczyk, którzy także uchodzi za bardzo smaczny i jest podawany w gustownym słoiku.

Trzeba to powiedzieć głośno: mieszkańcy grodu Kopernika pokochali to miejsce z całego serca, a ci co pamiętają odległe czasy, twierdzą, że smak pizzy nie zmienił się od 1990 roku, kiedy otwarto ten lokal. Zatem już od 28 lat pizzeria Piccolo karmi torunian, zyskując uwielbienie kolejnych pokoleń mieszkańców i sławę na całe miasto i okolice.

fot. piccolo.net.pl

Tu nikomu nie przeszkadza ciemny i minimalistyczny wystrój wnętrza, nikt nie ma pretensji o to, że przy odbieraniu zamówień wciąż obowiązuje tu system numerkowy. Ważne jest to, że ten drożdżowy placek jest po prostu smaczny. Ciasto jest mięciutkie i puszyste, ser ciągnie się tak jak powinien, a pieczarki pasują do tego znakomicie, wszak to przecież klasyka gatunku. Mimo, że z włoską pizzą, której jestem fanem od lat, ten placek nie ma nic wspólnego, to jednak wyszedłem po obiedzie w Piccolo najedzony i zadowolony. Raz, że było to naprawdę smaczne, a dwa, że w końcu spróbowałem specjału, który w Toruniu zna każdy mieszkaniec. Bo prawda jest taka, że lokale i pizzerie powstają w tym mieście jak grzyby po deszczu i równie szybko się zamykają, a lokal na Prostej istniał, istnieje i istnieć będzie, niezależnie od mody czy widzimisię programów telewizyjnych.

Bo „jest prawda czasu i prawda ekranu”, jak mawiali bohaterowie filmu Barei. Prawda ekranu to te wszystkie bary i restauracje, które przeszły telewizyjną rewolucję i stosując się do uwag prowadzącej odniosły mniejszy lub większy sukces. Natomiast po przeciwległej stronie istnieje prawda czasu, a jej przykładem z kolei jest skromna i niepozorna pizzeria w Toruniu, która istnieje wbrew wszelkim regułom znanym z tego telewizyjnego programu. I ma się bardzo dobrze.

Pani Magdo i co Pani na to..?

Tutaj przeczytasz artykuł o najlepszej wegańskiej kanapce w Warszawie.

Nowe opowieści z podróży przeczytasz w moich trzech książkach. Kliknij tutaj, żeby kupić książki.

Chcesz być na bieżąco? Kliknij tutaj i polub ten blog na Facebooku!

Audycja „Miejsce Za Miejscem” w każdą środę o 10:40 na antenie Radia Dla Ciebie oraz na: www.rdc.plArchiwalnych audycji można posłuchać tutaj