Przyznam się na wstępie – cierpię na tzw. syndrom sztokholmski. Jako ofiara czuję dziwną więź ze swoim oprawcą. Powiem więcej – mam słabość do mojego prześladowcy, a raczej do prześladowczyni. I choć lekarz próbował mnie ratować, przywiązując do kaloryfera ciężkim łańcuchem, to i tak zawsze urywałem się z postronka i zjawiałem się u niej, aby po raz kolejny i zupełnie bezkarnie mogła dokonać zamachu na moją wątrobę i żołądek. Pani Alu – czemu mi to pani robi?

Miejsce zamachu jest za każdym razem to samo – niepozorna budka na bazarku przy ulicy Grójeckiej na warszawskiej Ochocie. Mała, kulawa, nadgryziona nieco zębem czasu, bo stojąca w tym samym miejscu od dobrych kilkunastu lat. Ale to tylko pozory, które mają cię zmylić, łatwowierny człowieku. 

langosz2Zamachowcem jest pani Ala. Przeciwnik to zaprawiony w bojach i doświadczony, bo rezyduje w wyżej wspomnianej budce od początku jej istnienia. Cechy charakterystyczne: jest ubrana w strój bojowy w postaci kuchennego fartucha, a swoim uśmiechem obdarza każdego klienta. Sprytne, prawda? Łatwo stracić czujność…

I w końcu broń, którą posługuje się ta kobieta-zamachowiec. W zasadzie arsenał ma ograniczony, ale uwierz mi – ona potrafi z niego korzystać. Ta bomba ma nawet swoją nazwę, która brzmi: langosz. Co to jest, zapytasz? Ano, jest to specjalność węgierskiej kuchni: placek drożdżowy, który smaży się w gorącym tłuszczu, a potem serwuje z różnymi dodatkami. Klasyka to langosz z czosnkiem i tartym żółtym serem. Ale tutaj występuje też wersja z pieczarkami, kapustą czy nawet kiełbasą – przecież pisałem, że przeciwnik jest sprytny!

langosz1

Aby jeszcze bardziej uśpić twoją czujność, ów bezwzględny zamachowiec w kuchennym fartuchu serwuje też hamburgery, hot dogi i starą, dobrą oranżadę w butelce. Ale nie daj się zwieść – głównym arsenałem jest tutaj langosz. To piekielnie skuteczna broń: po ataku twoja wątroba płacze przez kilka godzin, żyły zapychają się cholesterolem, a biedny żołądek nie wyrabia z trawieniem, bo ilość kalorii, które przyjmujesz do organizmu wraz z tym ociekającym tłuszczem plackiem, jest zatrważająca! Przyznaj, że przeciwnik jest groźny. A nawet bardzo groźny.

 

I może nawet mógłbyś uniknąć tego zamachu, gdyby nie jeden fakt. Otóż, cholera, te langosze są pyszne. Są wyjątkowe. Są porównywalne do tych, które jadłem w Budapeszcie. Dostajesz do ręki spory, świeżutko i na twoich oczach wysmażony, cieplutki placek. Do tego mocny (czasem nawet zbyt mocny) aromat prawdziwego czosnku podbija smak rozpływającego się w ustach żółtego sera, którego pani Ala nie żałuje, oj nie.

langosz3

Zatem nie dziwcie mi się, że wracam regularnie na Ochotę. Że raz na jakiś czas dobrowolnie uczestniczę w tym zamachu na moją wątrobę. Że potem długo wspominam panią Alę i jej niepozorną budkę, a te langosze śnią mi się po nocach.

Powiedzcie sami – czyż to nie jest syndrom sztokholmski?

Adres: Warszawa, bazarek na skrzyżowaniu ul. Grójeckiej i Bitwy Warszawskiej. Budka numer 445 (od strony ul. Grójeckiej).

Tutaj przeczytasz o tym, gdzie zjeść w Warszawie najlepszy chłodnik w Polsce.

Nowe opowieści z moich podróży, przeczytasz w książce „Miejsce Za Miejscem, czyli podróże małe i duże”. 
Kliknij tutaj, żeby kupić książkę.

Chcesz być na bieżąco? Kliknij tutaj i polub ten blog na Facebooku!

Audycja „Miejsce Za Miejscem”- w każdy wtorek o 10:20 na antenie Radia Dla Ciebie oraz na: www.rdc.plArchiwalnych audycji można posłuchać tutaj

————————————————————————————————————-