Dzisiaj będzie opowieść o śmierci. O momencie finalnym naszej marnej, ziemskiej egzystencji. Ale, hola hola – nie umartwiajmy się za bardzo, bo to będzie też opowieść o nadziei i wielkim szczęściu, czyli o wygranej w totka. I o tym, jak czyszczenie czaszki może nam w tym pomóc. A także o tym, jak bardzo czyszczenie czaszek wkurzało kościół katolicki. Ale przede wszystkim dzisiaj zwiedzimy małe, senne miasteczko… położone w samym centrum Neapolu. Panie i panowie – oto kolejne, niezwykłe miejsce! Neapol może przytłaczać, oj może! Wysokie, ciemne budynki. Pomiędzy nimi wąskie, zaśmiecone, zatłoczone i wiecznie zacienione uliczki, pełne gwaru, krzyku, tłumów ludzi i wszechobecnych skuterów jeżdżących po chodnikach. Południe Włoch w pełnej krasie! Zatem po dwóch dniach chodzenia po mieście można mieć tego serdecznie dość. I wtedy właśnie nadchodzi moment, kiedy trzeba uciec na wieś. A jeszcze lepiej na wieś, która jest położona dwa kilometry od ścisłego centrum Neapolu. Wystarczy podjechać metrem do stacji Materdei i podejść jakieś 400 metrów ulicą. Dojdziemy w pewnym momencie do schodów, które zaprowadzą nas na dół… w sam środek niewielkiej miejscowości. Wychodzimy na malutką uliczkę położoną pośród równie małych domków, jakby żywcem przeniesionych z podwarszawskiego Milanówka. Wsi spokojna, wesoła… jakże tu cicho i sielankowo: pranie suszy się przed domem, po ulicy przejeżdża na rowerze listonosz, a włoskie gospodynie plotkują z przejęciem na rogu. Ale jest coś, co różni tę dzielnicę od naszego swojskiego Milanówka. A mianowicie wulkaniczne skały, które otaczają tę sielską miejscowość. Tutaj czuje się wyraźnie, że niebezpiecznym sąsiadem miasta jest Wezuwiusz. Zatem ciemne skały wyrastają tu wysoko, zwykle tuż za ścianami budynków. I w jednej z takich wulkanicznych jaskiń, blisko 400 lat temu założono cmentarz Fontanelle. Czemu właśnie tutaj? Ano dlatego, że ludność Neapol dziesiątkowały niegdyś epidemie dżumy i cholery. A skoro tysiące osób umierało z tego powodu, to trzeba było ich gdzieś pochować. Cmentarze miejskie były przepełnione, zatem po epidemii dżumy w 1656 roku zdecydowano, że ciała ofiar zostaną pochowane właśnie na terenie byłego kamieniołomu Materdei. Podczas kolejnej epidemii zrobiono to samo, a dodatkowo w końcu XIX wieku wyczyszczono i uporządkowano w końcu te wszystkie czaszki i piszczele, których w sumie jest tutaj około 40 tysięcy. A zatem od 150 lat to miejsce istnieje w niezmienionej formie: gdy zboczymy już z głównej ulicy, wchodzimy wprost do wielkiej jaskini, wydrążonej w miejscu starego kamieniołomu. Mijamy tysiące czaszek i kości ułożonych jedna na drugiej pod ścianami, a raz na jakiś czas natrafiamy na kapliczkę. Dookoła panuje półmrok i klimat należny miejscu, które przypomina nam o nieuchronnym końcu naszej marnej egzystencji. Ale kiedy już przyjrzymy się dokładnie oczodołom i policzymy zęby w kolejnych czaszkach zalegających wokół, zauważymy po pewnym czasie… że nawet w tej krainie umarłych są… lepsi i lepsiejsi! Kochani moi – jeśli brać pod uwagę regułę panującą na cmentarzu Fontanelle, to okazuje się, że nie ma równości także w świecie zmarłych. Bowiem zauważamy, że niektóre szczątki są dużo lepiej traktowane od pozostałych! Ba – to delikatnie powiedziane, bowiem co chwila natrafiamy się na czaszkę włożoną do gustownej, drewnianej skrzyneczki, czy też cały szkielet ludzki obłożony świętymi obrazkami i maskotkami. Czemuż niektóre umarlaki mają lepiej, skoro teoretycznie śmierć wyrównuje nasze ziemskie żywota? Rozwiązanie jest, delikatnie mówiąc dziwne, aczkolwiek bardzo zbieżne z naszymi zwykłymi, ludzkimi słabościami. Po prostu w pewnym momencie wśród mieszkańców Neapolu poszła fama, że zaopiekowanie się którymś z tutejszych szkieletów zwiększa szansę na wygraną w totka i ogólnie zwiększa nam limit szczęścia. A ponieważ plotka trafiła na wyjątkowo podatny grunt, albowiem Włosi lubują się we wszelkich loteryjkach, zdrapkach i konkursach, zatem w pewnym momencie neapolitańczycy rzucili się do polerowania czaszek, układania piszczeli i budowania misternych skrzyneczek i urn dla tutejszych szczątków. Trzeba było zatem zaopiekować się szczątkami jakiegoś nieszczęśnika, zbudować dla nich domek i wierzyć w to, że umarlak pomoże nam skreślić szczęśliwą szóstkę lub ułatwi znalezienie urodziwego i majętnego męża, który jeszcze do tego nie bije. A jeśli to nie działało? Wtedy znaczyło, że nasz umrzyk nie ma zdolności magicznych, więc się go porzucało i znajdowało się kolejnego, nad którym roztaczało się opiekę. Proste? Proste! Zatem w pewnym momencie tysiące neapolitańczyków przybywały w to miejsce po to, ażeby pomóc swojemu szczęściu. Nie umknęło to uwadze gospodarzowi tego terenu, czyli kościołowi katolickiemu, który zaczął się obawiać skali oddziaływania  nowego zabobonu oraz liczyć straty, albowiem mieszkańcy miasta woleli zaopiekować się jakąś tutejszą czaszką, niż dawać pieniądze na msze w intencje swojego szczęścia. A zatem cmentarz został zamknięty blisko 50 lat temu i otwarty ponownie dopiero w 2010 roku. Dzisiaj można go zwiedzać, co czynią zresztą tłumy turystów, ale nie tylko… Bo co jakiś czas można tam spotkać mieszkańców Neapolu, którzy wkładają pod czaszki liściki, maskotki i kupony w totka. Bo przecież trzeba szczęściu pomagać, czyż nie? TUTAJ przeczytasz o tym, gdzie dobrze zjeść w Neapolu. Inne opowieści z moich podróży przeczytasz w książkach: „Miejsce za miejscem, czyli podróże małe i duże” oraz w jej drugiej części. Kliknij tutaj, żeby kupić książki. Chcesz być na bieżąco? Kliknij tutaj i polub ten blog na Facebooku! Audycja „Miejsce Za Miejscem” w każdy wtorek o 10:40 na antenie Radia Dla Ciebie oraz na: www.rdc.plArchiwalnych audycji można posłuchać tutaj ————————————————————————————————————-