Kiedy późnym wieczorem dotarłem z lotniska do Fezu i samotnie zagłębiłem się w zaułki medyny, przyznam, że po kilku minutach miałem duszę na ramieniu. Wąskie uliczki były ciemne, brudne i zapuszczone, co kilka metrów mijałem grupki młodych łebków i niemal co drugi z nich mnie zaczepiał, idąc za mną i usiłując coś pokazać. Odganiałem się od nich jak od końskich much, ale zaraz pojawiali się następni – coraz bardziej natrętni. Rozpaczliwie, jak dzikie zwierzę zagnane w pułapkę, miotałem się na krótkim odcinku drogi w tę i z powrotem, szukając uliczki, przy której znajdował się mój hotel. Jednak nie miałem najmniejszej szansy, żeby ją znaleźć – choćby z powodu braku jakichkolwiek tabliczek z nazwami ulic. W końcu, kiedy wobec mojej następnej odmowy od kolejnych mijanych łebków usłyszałem siarczyste przekleństwa po angielsku, pomyślałem sobie tylko: „gdzie ja, do cholery, trafiłem”?

Maroko6
Strzeż się tych miejsc. Zwłaszcza po zmroku…

To proste – trafiłeś, naiwny Michale, do największej na świecie medyny. A co to jest, drogi czytelniku? Powiedzmy, że arabskie stare miasto – tyle że starsze od większości starówek w Europie, bo mające kilkaset lat i praktycznie niezmienione od początku. Jednak nazwa „stare miasto” zupełnie nie oddaje charakteru medyny. Myśląc bowiem: stare miasto, widzisz pewnie piękne i pieczołowicie odrestaurowane kamienice, starannie wybrukowane uliczki, staroświeckiego kataryniarza w cylindrze i do tego pewnie jeszcze Złotą Kaczkę dostojnie pływającą w podziemiach. Czyli pstrokaty, kiczowaty i jakże bezpieczny obrazek rodem z tanich landszaftów malowanych na rynkach starych miast Europy.

Maroko4
Jedna z bram do medyny

Natomiast w medynie… to zupełnie inna para kaloszy. Ten nigdy niekończący się labirynt krzywych, brudnych, ciemnych i bardzo ciasnych uliczek częściej przypomina raczej szczurze korytarze w ścianach. W Fezie na terenie medyny znajduje się ponad 9 tysięcy ulic. Wyobrażasz sobie?
Dookoła czujesz charakterystyczny zapach, e tam, nazywajmy rzeczy po imieniu: smród, który jest nieporównywalny z niczym innym. Będziesz go czuć tutaj przez cały czas. Nad tobą jest plątanina dziwnych, samorodnych konstrukcji: kabli, anten, desek, szmat i pseudodaszków. Tynk odpada ze ścian i nie ma chodników, więc kiedy akurat przejeżdża ktoś na osiołku (tak, tak – oprócz dwukołowych wózków to najlepszy tutaj środek transportu towarowego), musisz mocno przytulić się do ściany, chyba że twoim fetyszem jest potem śmierdzieć przez pół dnia po smagnięciu brudnym workiem jutowym zawieszonym po bokach sympatycznego kłapoucha.

Maroko5
Osiołek w pracy

I jeszcze ten tłum – ludzie tutaj ciągle gdzieś idą, wiecznie się spieszą – tysiące postaci okutanych w grube szaty do ziemi: kobiety szczelnie zasłaniające twarze burkami i wypaleni od słońca poważni mężczyźni. Młode chłystki, starzy żebracy w łachmanach i… tylko gdzieniegdzie mignie ci, zagubiony tak jak i ty, turysta. Uważaj, żeby nie wdepnąć w zwierzęce odchody, którymi upstrzone są chodniki, co nie powinno cię dziwić ze względu na duże zagęszczenie bezpańskich kotów na metr kwadratowy.

Maroko1
Konkurs: ile kotów jest na załączonym obrazku?

No i jeszcze coś – tutaj jesteś ciągle zaczepiany.

Mniejsza o handlarzy i ich słynne: hello, my friend (swoją drogą to nie wiedziałem, że mam tylu przyjaciół w tym miejscu). Gorszym, ale jakże charakterystycznym i nieodłącznym dla Maroka elementem są tzw. fałszywi przewodnicy. Wiedząc, że osoba z zewnątrz gubi się tutaj średnio dziesięć razy na godzinę, podchodzą do ciebie i proponują ci pomoc. Robią to w natarczywy, nachalny i jakże wschodni sposób, nie odpuszczając upatrzonej przez siebie ofierze przez dłuższy czas. Jeśli odmówisz (tak jak to ja robiłem to konsekwentnie przez cały czas mojego pobytu w Maroku), to w najlepszym razie oczekuj kilku słów w stylu: goodbye, czy też „Polonia – Lewandowski” (swoją drogą to niezmiennie ciekawi mnie, w jaki sposób oni tak błyskawicznie rozpoznają narodowość człowieka?), a w najgorszym – siarczystych przekleństw wypowiadanych w ich charczącym języku albo krótkiego, acz treściwego, międzynarodowego zwrotu na literę: „f”.

Jeśli zgodzisz się poprowadzić swojemu nowemu przyjacielowi – prawdopodobnie wylądujesz w sklepie kuzyna/wuja/stryja/ojca/brata swojego przewodnika (niepotrzebne skreślić), a świeżo poznany dobroczyńca będzie chciał od ciebie pieniędzy za zaprowadzenie cię tego miejsca, agresywnie reagując na odmowę zapłaty.

Ponieważ mam blisko dwa metry wzrostu i blond włosy, zatem propozycje od przewodników otrzymywałem mniej więcej co trzy minuty. W końcu nie wytrzymałem i założyłem kaptur na głowę, a twarz zakryłem ciemnymi okularami. Pomogło – częstotliwość zaczepiania mnie spadła do jakichś 10 minut. Pełen sukces! Polecam, bo to sprawdzony sposób.

Maroko7
Zatłoczone uliczki medyny

I jeszcze ten wszechobecny handel dookoła – to paradoksalnie chyba jedyny prawdziwie zorganizowany element tego miłego pierdolniczka. A może się mylę? Może medyna tylko pozornie sprawia wrażenie chaosu, a faktyczny porządek jest niewidoczny dla nas, Europejczyków? Przecież wszystko tutaj trwa w niemal niezmienionej formie od setek lat i funkcjonuje z powodzeniem, zatem musi mieć jakiś sens! W każdym razie w medynie handel sam się pięknie zorganizował i pogrupował w całe zagłębia wyspecjalizowane w danej dziedzinie.

Srebrne, misternie rzeźbione imbryczki? Proszę – tutaj masz całą alejkę. Cieknące od miodu i tłuszczu piramidki z zabójczo kalorycznych słodyczy? Kochany, nie uciekniesz od nas – tu jesteśmy i uśmiechamy się do ciebie z dwudziestu trzech kramów stłoczonych jeden przy drugim. Odurzające bogactwem zapachów orientalne przyprawy? Tutaj, tutaj. A może chcesz kupić ukochanej porządny miedziany garnek, żeby nie gotowała w tej gówniano-blaszanej chińszczyźnie? Ano widzisz – w tych wnękach pracuje w sumie pięćdziesięciu rzemieślników i któryś na pewno wyklepie jej ten wymarzony. A czujesz może zapach smażonego mięsa i dym unoszący się z tamtego miejsca? To tam właśnie zjesz kanapkę ze smażonymi kiełbaskami merguez, oliwkami i piekielnie ostrą pastą chili, zwaną harissą. To istne niebo w gębie – będziesz żałował, jak się nie skusisz!

IMAG0802-crop
Uliczny fast food w wersji lux, bo na talerzach

Towarów tutaj od groma i rzeczywiście wszystko poraża mnogością smaków, zapachów i widoków. Mnie w każdym razie poraził na pewno widok wielbłądziej głowy wiszącej na haku – może ktoś jest głodny?

Maroko2
Towarów jest tutaj od groma i rzeczywiście wszystko dookoła poraża mnogością smaków, zapachów i widoków. Mnie w każdym razie poraził na pewno widok wielbłądziej głowy wiszącej na haku – może ktoś jest głodny? Nie? To może wybierzesz sobie kurkę? Mają tutaj kilka – leżą jedna obok drugiej. Nie ruszają się, bo ta starsza pani, co nimi handluje, związała im sznurem nóżki. Którą wybierasz, brązową? Daj sprzedawczyni chwilkę, niech no tylko zamachnie się siekierką – o, już się ptaszek nie rusza. Na rosół jak znalazł.

I w sumie właśnie ta mnogość zapachów, smrodu, brudu, klaustrofobicznych korytarzy, tłumów ludzi, ciągłego hałasu i przekrzykiwania się, tworzy to „coś” – nieuchwytny klimat, który trwa tutaj nieprzerwanie od setek lat.

Nie ogarniaj tego swoim europejskim i praktycznym rozumem. Po prostu zanurz się w ten świat pełen doznań i zmysłów. Zapomnij o mapie – zgub się (co nie będzie specjalnie trudne), patrz, słuchaj, wąchaj i chłoń całym sobą wszystko, co dzieje się dookoła. Albo to pokochasz, albo znienawidzisz i nie będziesz chciał wrócić tu nigdy.

Najciekawsze jest to, że cały gwar, tłum i hałas tego miejsca kończy się około godziny 21:00. Po tej godzinie będzie tutaj pusto i na swój sposób nieprzyjemnie, o czym przekonałem się, kiedy po raz pierwszy zawitałem późną porą do medyny. Ale to już opisałem na początku tego tekstu i zawsze możesz, drogi czytelniku, przeczytać to sobie jeszcze raz…

TUTAJ przeczytasz o pewnej przygodzie, która zdarzyła mi się w Maroku, a konkretnie w Marrakeszu.

Ciąg dalszy tej opowieści, a także premierowe i niepublikowane opowieści z moich podróży, przeczytasz w książce „Miejsce Za Miejscem, czyli podróże małe i duże”. Kliknij tutaj, żeby kupić książkę.

Chcesz być na bieżąco? Kliknij tutaj i polub ten blog na Facebooku!

Audycja „Miejsce Za Miejscem”- w każdy wtorek o 10:20 na antenie Radia Dla Ciebie oraz na: www.rdc.plArchiwalnych audycji można posłuchać tutaj

————————————————————————————————————-