Kilkudziesięciominutowa kolejka po kebab w mieście, gdzie (ze względu na dużą liczebność mniejszości tureckiej) budka z tym specjałem jest na każdym rogu ulicy, to już coś! Jeśli jeszcze kolejka  w tym miejscu to zjawisko notoryczne i w zasadzie występujące w dzień i w nocy przez cały tydzień: przyznacie, że to intryguje. Dlatego właśnie zdecydowałem się zjeść w tym miejscu i odstać blisko pięćdziesiąt minut w długim ogonku oczekujących. A wszystko po to, żeby w końcu wydać cztery euro i dostać do ręki najsłynniejszy w Berlinie kebab.

Mustafa Gemuse KebabKolejka dobrze wróży…

Na wstępie, ze wstydem przyznam się do czegoś. Otóż jestem fanem kebabów. Ba – w pewnym momencie byłem nawet srogo uzależniony od tej potrawy! Na szczęście nie jestem osamotniony w swoich kulinarnych wyborach. Ba, wydaje mi się, że namiętność do tej tureckiej potrawy jest w Polsce tak powszechna, jak umiłowanie do bigosu, pierogów, czy ziemniaków. Ba – zaczynam się obawiać o – jak dotąd niezachwianą – pozycję schabowego na tronie żywieniowego króla Polski! Wszak w każdym najmniejszym mieście znajdziemy choć jeden przybytek serwujący kebab, a na Politechnice Warszawskiej stanął niedawno pierwszy na świecie automat sprzedający to danie.

Niestety, w Polsce najczęściej występuje ono w wersji mocno skarlałej, zmutowanej i niemającej nic wspólnego z prawdziwym kebabem, którym zajada się Bliski Wschód. Otóż polska wersja tej kanapki jest w ogromną ilością kapustą pekińskiej, śladowymi ilościami mięsa z dziwnej mielonki i z ciężkim sosem na bazie majonezu. Niektóre punkty serwują nam nawet kapustę kiszoną w środku, co rodowity Turek uznałby za potwarz. Błagam – unikajcie takich miejsc, bo nie mają one nic wspólnego z tym smacznym daniem… W Warszawie są bodajże dwa lub trzy punkty, gdzie wszystko (lub większość) jest tak jak powinno być i jestem skłonny przejechać pół miasta w środku nocy, żeby tam zjeść.

Mustafa Gemuse1Niepozorna budka, prawda?

W Polsce moda na to danie narodziła się niedawno, bo zaledwie kilka lat temu, natomiast w Niemczech, gdzie także jest to jedno z ulubionych dań, budki z tym specjałem pamiętam już na początku lat 90-tych XX. wieku, kiedy to po raz pierwszy jako dziecko, miałem okazję zawitać do stolicy Niemiec. Nie dziwcie mi się zatem, że kiedy tuż przy stacji metra Mehrindamm zobaczyłem gigantyczną kolejkę… postanowiłem zaryzykować.

I wiecie co? Mogę wam zaręczyć, że u Mustafy w Berlinie wszystko się zgadza. W kolejce i dookoła budki słychać gwar, jest pełno ludzi (również Turków, co dobrze wróży), panowie w środku uwijają się jak w ukropie, mięsko smaży się na wielkich szpadach, a góry świeżych warzyw i kilka sosów do wyboru powoduje, że ślinka nam cieknie już od samego patrzenia na te cuda.

A kiedy w końcu nadejdzie nasza kolejność – dostajemy do ręki sporych rozmiarów kanapkę z bardzo smacznym i doskonale przyprawionym mięsem,  w świeżo wypiekanej bułeczce lub tortilli, do tego świeże warzywa: ogórek, pomidor, cebula, a także warzywa grillowane oraz małe papryczki chilli. Oczywiście obowiązkowo z dużą ilością świeżej kolendry i mięty – nieodzownych elementów kuchni Bliskiego Wschodu i Kaukazu.

Do tego sos na bazie jogurtu (uczcie się pseudokebabowcy w Polsce!), a całość jest przyprószona wiórkami greckiej fety. Niebo w gębie! Jedyne co mi nie pasowało, to kawałki talarków ziemniaczanych w środku, ale wiem, że niestety całe południe Europy uwielbia czuć w kebabie ziemniaka… No i poza tym mięso było jednak nieco za słone, choć to pewnie kwestia gustu. I najważniejsze: dzięki dużej ilości warzyw i braku majonezu w kanapce, po zjedzeniu czujemy się zwyczajnie lekko.

berlin mustafa gemuseNajbardziej znany kebab w Berlinie wygląda tak

Jednak całość  oceniam na mocną ósemkę w dziesięciostopniowej skali.

Reasumując – i tak warto było czekać, choć pewnie drugi raz poszukałbym jednak punktu, gdzie kolejka nie jest aż tak absurdalnie długa. Tak czy inaczej, majonezowi i kapuście pekińskiej mówimy zdecydowane „nie”! A wszyscy sprzedawcy kebabów w Polsce powinni pielgrzymować do tego miejsca i raz na zawsze nauczyć się jak powinno wyglądać dobre, proste, tureckie danie.

A oto i krótki film z tego miejsca:

TUTAJ przeczytasz o tym, co dobrego jada się w Monachium i jak smakuje jedzenie w knajpie z gwiazdką Michelin.

Nowe i niepublikowane opowieści z moich podróży przeczytasz w książkach: „Miejsce Za Miejscem, czyli podróże małe i duże” oraz w jej drugiej części. Kliknij tutaj, żeby kupić książki.

Chcesz być na bieżąco? Kliknij tutaj i polub ten blog na Facebooku!

Audycja „Miejsce Za Miejscem”- w każdy wtorek o 10:40 na antenie Radia Dla Ciebie oraz na: www.rdc.pl. Archiwalnych audycji można posłuchać tutaj.

————————————————————————————————————-