Drogi Panie Spielberg! Szanowny Panie Olivierze Stone! Panowie: Juliuszu Machulski i Jerzy Skolimowski! Słyszałem, że fundusze na jeden film zbiera się latami. Dlatego dzisiaj podam wam adres pewnego miejsca w Polsce, pod który natychmiast musicie wysłać swojego scenografa. Choćby po to, żeby wasze filmy powstały przynajmniej o dwa miesiące wcześniej. Bo tyle właśnie czasu zaoszczędzicie na budowie scenografii, która stoi już od dawna gotowa we Wrocławiu. Jednak jest jeden warunek: musicie do filmu potrzebować naprawdę mrocznych wnętrz. k4 Przyznam, że nie należę do grona kinomanów. Zapewne to wina mojego ADHD, ale ciężko mi się skupić na filmach i mniej więcej co dziesięć minut minut odpływam myślami gdzieś het, daleko. Dlatego osoba, która towarzyszy mi w kinie zwykle jest poirytowana pytaniami w rodzaju: „kim jest ten facet na ekranie?”, albo: „o co tutaj chodzi?”. Fabułę trzeba mi tłumaczyć co kilka minut… choć Bogiem a prawdą, to X muza po prostu zbytnio mnie nie pociąga. W laptopie podróżnym mam trzy filmy, które oglądam od trzech lat i wciąż nie mogę skończyć, bo zaczynam się nudzić mniej więcej w połowie każdego z nich. Tym niemniej zauważyłem, że w dużej części obrazów filmowych można spotkać scenografię w stylu: stary wiktoriański szpital, z dużymi oknami i mrocznymi korytarzami. Czasami te sale grają szkołę, innym razem sierociniec, jeszcze innym – lecznicę psychiatryczną. Znacie ten typ wnętrza? Na pewno. Tak się składa, że zupełnie, ale to zupełnie przypadkowo odkryłem je we Wrocławiu i to w samym centrum dzielnicy uniwersyteckiej. k3 Zdarzają się odkrycia zupełnie irracjonalne. Bez podszeptu rozumu, za to za wyraźną namową intuicji. Bo oto stojąc na Placu Uniwersyteckim, pomiędzy barokowym kościołem, głównym wejściem na Uniwersytet Wrocławski i popularnym barem studenckim oferującym jedzenie na wagę, zauważyłem po drugiej stronie ulicy wielki, ponury i szacowny gmach z czarnymi, ciężkimi i rzeźbionymi kratami w oknach, do którego środka prowadziły ogromne, drewniane drzwi. Nic mi nie mówiąca tabliczka informująca, że znajduje się tutaj Zakład Antropologii Człowieka Uniwersytetu Wrocławskiego także raczej nie zachęcała do odwiedzin. I uwierzcie mi – beż żadnego powodu, kierowany jedynie przeczuciem pomieszanym  z ciekawością, otworzyłem masywne wrota i wszedłem do środka. k1 I to był właśnie moment, kiedy – niczym bohater filmu „Kingsajz”, który znajduje wejście do krainy Szuflandii – odkryłem tajemne przejście do filmu i po zamknięciu za sobą drzwi… znalazłem się po drugiej stronie ekranu! Czułem się jakbym stał pośrodku scenografii filmowej żywcem wyjętej z filmu grozy. Dookoła mnie, pod gotyckie sklepienia pięły się ściany wielkiego, poniemieckiego i majestatycznego gmachu – z wysokimi wnętrzami i szerokimi korytarzami. Całość tej mrocznej budowli zdawała się pochylać groźnie nad porośniętym żywopłotem dziedzińcem, który przypomina trochę ten klasztorny z filmu „Imię Róży”. k5 Oczekiwałem na swojej drodze jakiegoś mrocznego mnicha w kapturze, z względnie pacjenta szpitala psychiatrycznego z błędnym wzrokiem, a może i samego Freedy’ego Kruegera z hakiem zamiast dłoni. Przecież, na Boga, byłem w filmie, zatem wszystko się mogło zdarzyć! Zamiast nich, gdzieniegdzie tylko mijałem pojedynczych studentów, natomiast na parterze budynku natknąłem się na… postać człowieka naturalnej wielkości z wyeksponowanymi mięśniami na wierzchu. kok Okazało się, że figura stoi tuż obok wejścia do jednego z najciekawszych muzeów we Wrocławiu, a mianowicie Muzeum Człowieka. W środku można sobie obejrzeć m.in. czaszki należące do ludzi i istot człekokształtnych, doskonale zachowane starożytne mumie i wiele innych, wystawionych w gablotach eksponatów, które zwłaszcza w otoczeniu ścian tego ponurego gmaszyska robią spore wrażenie i czujemy się tam trochę tak, jakbyśmy byli w gabinecie doktora Frankensteina. W środku całego budynku panuje spokój i cisza, co jeszcze bardziej potęguje wrażenie jakiegoś zakładu dla obłąkanych sprzed 150 laty. I jeszcze te okna i drzwi – wysokie, majestatyczne, złożone z wielu małych szyb, przez które przenika światło dając, zwłaszcza w słoneczny dzień, niesamowity efekt wizualny. Do tego dochodzą grafiki i zdjęcia czaszek, kości i fragmentów ludzkiej anatomii, które tu i ówdzie wiszą na ścianach korytarzy. Radzę pochodzić po wszystkich piętrach budynku – wrażenie przeniesienia się w czasie macie gwarantowane na minimum pół godziny! Miejsce jest naprawdę unikalne i praktycznie puste w ciągu dnia, zatem kiedy będziecie we Wrocławiu, polecam wam otworzyć drewniane i wielkie drzwi prowadzące do budynku od strony ulicy Kuźniczej, ażeby znaleźć się w zupełnie innym, mrocznym i niesamowicie oryginalnym świecie. k6 A Szanownym Panom Reżyserom wspomnianym na początku tego felietonu doradzam, ażeby jak najszybciej zainteresowali się tym miejscem, póki jeszcze nie zostało ono wyremontowane. Ten budynek ma w sobie tyle autentyzmu, tajemnicy i piękna, że nie zastąpi tego żadna kosztowna dekoracja w hali filmowej. A kiedy już powstaną tam jakieś wysublimowane zdjęcia do waszych kolejnych filmów, gdy już odbierzecie za swój obraz te wszystkie Oskary, Złote Lwy, Orły czy też Niedźwiedzie, to pamiętajcie o mnie – skromnym chłopaku z Polski, który doradził wam to miejsce. Wszystkim innym polecam po prostu odwiedzić ten sekretny gmach. Tylko uważajcie na korytarzach. I nie oglądajcie się za siebie pod żadnym pozorem… Lubisz Wrocław? Przeczytaj moje wrażenia z pewnego kultowego baru w tym mieście… Inne opowieści z moich podróży przeczytasz w książkach: „Miejsce za miejscem, czyli podróże małe i duże” oraz w jej drugiej części. Kliknij tutaj, żeby kupić książki. Chcesz być na bieżąco? Kliknij tutaj i polub ten blog na Facebooku! Audycja „Miejsce Za Miejscem” w każdy wtorek o 10:40 na antenie Radia Dla Ciebie oraz na: www.rdc.pl. Archiwalnych audycji można posłuchać tutaj ————————————————————————————————————-