Z czym wam się kojarzy słowo „Bawaria”? Jeśli w waszej wyobraźni wyłania się obraz brzuchatego pana z rudym wąsem, ubranego w krótkie spodenki i noszącego zielony kapelusz z piórkiem, którego największą pasją jest picie piwa i jodłowanie… to po wizycie w Monachium możecie się nieco rozczarować. A jeśli do tego kuchnia bawarsko-niemiecka to dla was tylko tłuste golonki i smażone kiełbasy podane z sałatką ziemniaczaną, to przygotujcie się na to, że w stolicy Bawarii czeka na was wiele zaskakujących odkryć, a wszystkie wasze  teorie geograficzno-kulinarne legną w jednej chwili w gruzach!

Bo Monachium to nowoczesne miasto, które już od wielu lat słynie z dobrych restauracji i smaków; miejsce, gdzie mieszają się kultury i tradycje kulinarne z całego świata, a na ulicach mija się tłumy nowocześnie żyjących monachijczyków, których wygląd nie ma nic wspólnego z przaśnym obrazem Bawarczyków znanym zwłaszcza z filmów erotycznych produkcji niemieckiej z lat 70-tych. Jakiś czas temu miałem okazję zwiedzić Monachium właśnie od strony doznań kulinarnych i zaręczam, że to była pasjonująca wycieczka.

No ale dobrze, zacznijmy od stereotypów. Owszem, jeśli ktoś chce zasmakować tradycyjnej, nieco ciężkawej kuchni bawarskiej, to oczywiście nie ma problemu! To element bogatej historii kulinarnej tego regionu, więc i wybór restauracji serwujących golonki, sznycle, kotlety czy wspomniane już wursty czyli kiełbasy, jest naprawdę duży.

Więcej – według mnie trzeba wstąpić do jednego z tradycyjnych lokali serwujących te potrawy choćby dlatego, żeby docenić ich elegancki wystrój wnętrz (często niezmienny od setek lat) oraz poczuć się prawdziwie po bawarsku.

I tak oto polecam wizytę w lokalu „Zum Augustiner” przy słynnym deptaku Neuhaser Straße. Jedno jest pewne: nawet jeśli nie gustujecie w tego rodzaju ciężkawej kuchni, to warto wpaść tam choć na kufel lokalnego i doskonałego piwa Augustiner, warzonego w najstarszym browarze w Monachium. Ale przede wszystkim warto zobaczyć niesamowite wnętrze tego ogromnego lokalu.

Bowiem z zewnątrz nic nie wskazuje na to, że tuz za drzwiami znajdziemy kilka dużych lub mniejszych sal, które mogą w sumie pomieścić kilkaset gości! Przy czym wystrój ich wnętrz jest naprawdę imponujący i wskazuje na to, że tradycje kulinarne Monachium sięgają setek lat. Misternie rzeźbione sufity, wielkie i majestatyczne żyrandole, ciemne dębowe boazerie na ścianach i kelnerzy ubrani w biało-czarne stroje… tworzą naprawdę wyjątkowy klimat. Najpiękniejszą salą jest tutaj ta z wielkim sufitem zrobionym ze szkła i ścianami pokrytymi marmurem – zresztą często fotografowana przez gości lokalu.

Jeśli chcesz spróbować lokalnej bawarskiej kuchni opartej na solidnej ilości mięsa oraz wybornego piwa w litrowych, grubych kuflach – to jest idealne miejsce żeby to zrobić.

Podobne wrażenia zapewni nam też słynna restauracja „Ratskeller”, położona w najbardziej centralnej części Monachium, czyli… w podziemiach ratusza na samym środku Starego Miasta. Tu z kolei przeniesiemy się do labiryntu sal i salek, w których, zapominając na chwilę o srogiej minie naszego dietetyka, możemy oddać się rozkoszy próbowania niemieckich specjałów w pięknym, historycznym otoczeniu.

Skoro przed chwilą byliśmy w temacie piwa, zatem polecę tutaj kolejne miejsce, w którym można się go napić. Nazywa się ono „Hofbräuhaus am Platzl” i jest uważane za jedną z najlepszych piwiarni w całym Monachium! Piwo warzą tutaj od… 1589 roku. Jeśli mielibyśmy tylko godzinę na pokazanie komuś jak się pije piwo w Niemczech od setek lat , to trzeba swojego gościa zabrać właśnie tutaj, bo ten lokal stanowi kwintesencję bawarskiego stylu życia.

Pod pięknie malowanym sufitem, w tradycyjnej piwiarni  będziemy mieli okazję skosztować zimniutkiego napoju chmielowego w litrowych, a nawet półtoralitrowych kuflach, które czekają ukryte w specjalnych skrzynkach zamykanych na kłódki. Radzę też rozglądać się dookoła w poszukiwaniu Bawarczyków ubranych w tradycyjne stroje… To jedno z ich ulubionych miejsc!

Z czystym sumieniem polecam też wybrać się do Bawarii na wiosnę, czyli w okresie sezonu na szparagi. W Niemczech to warzywo kocha się ponad wszystko, zatem tutejsi kucharze potrafią je znakomicie przyrządzić. Jeśli chcecie spróbować takiego sezonowego specjału, to polecam wizytę w „Zum Spöckmeier” – tradycyjnej restauracji położonej zresztą niedaleko opisywanego przed chwilą „Ratskellera”.

Kiedy już przebrniecie w menu przez opisy mięs, zawiesistych sosów, kiełbas i sznycli i dojdziecie do działu „sałatki”, to nie zawahajcie się zamówić (jeśli akurat będziecie tam na wiosnę) sałaty ze szparagami. W ciągu 15 minut na stół wjeżdża duża porcja pysznej zieleniny w towarzystwie kawałków wołowiny. No, ale w roli głównej występują tutaj i tak białe szparagi, lekko chrupiące, sprężyste i genialnie przyprawione.

Dobrze, lecz co się stanie, jeśli nagle jednak przypomnimy sobie jednak o swojej diecie i zechcemy spróbować nieco lżejszej kuchni, dajmy na to włoskiej? No cóż, mamy dwie opcje do wyboru: możemy wsiąść w samochód i przejechać 130 kilometrów w jedną stronę, bo dokładnie tyle dzieli nas do granicy z Italią.

Tylko co z tego, skoro na północy Włoch pizza podawana jest na grubym cieście, a poza tym stracimy na podróż tam i z powrotem pół dnia. Czy nie lepiej jest znaleźć porządną włoską restaurację w Monachium? Odpowiadam: pewnie, że tak! Bliskość granicy z Włochami sprawiła, że w stolicy Bawarii możemy skosztować perfekcyjnej kuchni tworzonej przez włoskich kucharzy w dziesiątkach doskonałych restauracji, wśród których wyróżnia się „Eataly”.

I znowu – pierwszym atutem tego lokalu jest jego położenie. Nie tak dawno Warszawa zakochała się Hali Koszyki – pięknie odrestaurowanym miejscu, gdzie w ceglanych wnętrzach odtworzonych w klimacie loftu można zjeść smaczny posiłek. Otóż „Eataly” zajmuje teren klimatycznej Schrannenhalle – wielkiej hali, w której możemy zjeść zarówno doskonały włoski posiłek, jak i napić się genialnego espresso, ale też kupić specjały prosto z Italii czy wpaść wieczorem na Martini z kostką lodu, a nawet wziąć udział w warsztatach kulinarnych, podczas których poznamy kilka sekretów gotowania spaghetti.

Podobno tutejsza pizza należy do najlepszych w Monachium, zatem patrząc w menu zaczynamy rozumieć, dlaczego nie warto wsiadać w samochód i gnać do Włoch w poszukiwaniu tamtejszych smaków. Tutaj Włochy przynosi nam kelner na talerzu. Miejsce należy do modnych, dlatego w weekendy trudno tutaj czasem o wolne miejsce…

Część drugą opowieści o kulinarnej odsłonie Monachium znajdziesz TUTAJ

Nowe i niepublikowane opowieści z podróży przeczytasz w moich trzech książkach. Kliknij tutaj, żeby kupić książki

Chcesz być na bieżąco? Kliknij tutaj i polub ten blog na Facebooku!