To będzie tekst o wyższości zwykłego mielonego nad wydumanymi potrawami. O wyższości klasyki nad chwilowymi modami. I o miejscu, gdzie we Wrocławiu można dobrze, świeżo i tanio zjeść, a przy tym poczuć się jak na obiedzie u babci.
To miejsce działa trochę na przekór dzisiejszym czasom. Na przekór tym wszystkim modnym i błyskawicznie wylansowanym przybytkom w centrach miast, gdzie piękni i młodzi ludzie zamawiają sałatki z jarmużem, zupy z topinamburem, do tego popijają sojową café latte za 15 złotych i wszyscy jak jeden mąż udają bezglutenowców (bo taki jest obecnie trend). Dodatkowo każdą z zamawianych potraw skrupulatnie dokumentują, cykając zdjęcia swoimi najnowszymi ajfonami podłączonymi non stop do fejsika, a pomiędzy ich stolikami snują się równie piękne co zblazowane młode kelnerki. Do tego ci wszyscy panowie wyglądają jak brodaci talibowie na afgańskiej pustyni, a piękne lica większości pań są zasłonięte wielkimi okularami o denkach wielkości słoików od ogórków.
Tymczasem gdzieś indziej jest jeszcze inny świat. Bez topinambura (kto tu w ogóle słyszał o czymś takim?), bez kulinarnych mód, które maja to do siebie, że przemijają błyskawicznie i równie szybko staja się passé, za to z tradycyjnym mielonym, cudownie i jakże niezdrowo panierowanym schaboszczakiem i normalnymi, jak najbardziej glutenowymi pierogami z tłustymi skwareczkami… A jedną z takich oaz normalności we Wrocławiu jest mały barek, który przycupnął sobie tuż za wejściem do hali targowej we Wrocławiu.
I taka polityka zdaje egzamin! Spędziłem tutaj zaledwie 15 minut i ruch był taki, że co chwila ustawiała się kolejka do zamówień realizowanych przez miłą panią- nazwijmy ją panią Halinką – a niemalże wszystkie stoliki dookoła mnie były zajęte. Potrawy przyrządzone po domowemu, klasycznie i od serca- tak jak gotują nasze mamy i babcie. A wszystko świeże i robione na bieżąco, bo…tutaj przerób jest jak mało gdzie. I jeszcze te ceny. Drodzy talibowie i piękne okularnice z warszawskiego Placu Zbawiciela – za absurdalną cenę waszej kawy z mlekiem sojowym tutaj dostaniecie aż trzy zestawy obiadowe!
Bo na przykład mielony z ziemniakami i surówką kosztuje tutaj 4,90 zł, zestaw ze schabowym- 6,80 zł, a 8 pierogów ruskich to wydatek całych 5,50 zł. Toż to w domu się nie opłaca gotować! Zamówiłem dwa naleśniki ze szpinakiem i serem i były naprawdę bardzo dobre, a sądząc po zadowolonych minach ludzi przy sąsiednich stolikach (w tym siedzącego najbliżej mnie pewnego pana w średnim wieku- nazwijmy go panem Władkiem – który z błogim wyrazem twarzy wsuwał rumiany stek z cebulką), także inne potrawy są warte grzechu. Smacznie, świeżo i tanio- cóż więcej potrzeba do szczęścia? Może jeszcze trochę kompociku na koniec obiadu? Też mają. Bardzo smaczny.
Ogłaszam zatem zwycięstwo mielonego nad topinamburem! Pieroga ruskiego nad jarmużem. Sympatycznej pani Halinki z baru w hali targowej nad znudzoną kelnerką z modnych wrocławskich barów. I nade wszystko zwycięstwo zadowolonego i najedzonego pana Władka nad brodatym talibem smętnie żującym bezglutenową bułkę z wkładką za 20 złotych. Viva klasyka!
Adres: Hala Targowa we Wrocławiu, ul. Piaskowa 15. Bar znajduje się po prawej stronie tuż za wejściem głównym do hali od strony przystanku tramwajowego.
TUTAJ przeczytasz od kolejnym, kultowym miejscu kulinarnym we Wrocławiu.
Nowe i niepublikowane opowieści z podróży przeczytasz w moich trzech książkach. Kliknij tutaj, żeby kupić książki.
Chcesz być na bieżąco? Kliknij tutaj i polub ten blog na Facebooku!
————————————————————————
Warto tam zajrzeć będąc następnym razem we Wrocławiu 🙂
brodaci talibowie na afgańskiej pustyni – haha najlepszy tekst, tekst roku 🙂 Gdzie dokładnie jet ten bar?
Topinambur jest dobry dla dzików, a ten bar przypomina mi Bar Słoneczny i Bar Akademicki w Elblągu też tanio i smacznie 🙂