Drogi czytelniku lub czytelniczko! Jeśli twoje dziecko jest już po trzydziestce i niezbyt garnie się do ślubu, to mam dla ciebie dobrą wiadomość. Wystarczy zakupić parasolkę, wziąć kartkę papieru i długopis oraz polecieć do Szanghaju, żeby koniecznie być na miejscu w niedzielę. Brzmi niecodziennie? Oczywiście, wszak w Chinach nic nie jest banalne.

Dziwny ten Karolek, prawda? Ty w jego wieku miałaś już dwójkę dzieci i byłaś dawno po ślubie. A on biega z imprezy na imprezę i ani myśli się ustatkować! Całe dnie spędza na siłowni, ciągle gdzieś wyjeżdża i nie w głowie mu żeniaczka. A czas leci, potem będzie mu tylko trudniej…  Ale zapewniam cię, że takich rodziców jak ty, którzy martwią się o swoje dzieci i ich przyszłość, jest na świecie więcej i to niezależnie od szerokości geograficznej. Jednak ci w Szanghaju postanowili wziąć sprawy we własne ręce.

W tym kraju, dziewczyna która skończy 25 lat jest uznawana za shengu – czyli potocznie: starą pannę, ale bez perspektyw na zmianę statusu. Młodzi ludzie w wielkich miastach niewiele sobie z tego faktu robią, ale ich tradycyjnie i konserwatywnie nastawieni rodzice już tak. W ich opinii niezamężna dziewczyna lub wolny chłopak w okolicy trzydziestki to raczej powód do wstydu.

Dlatego właśnie w Szanghaju, regularnie co siedem dni odbywa się pewna szczególna „impreza”. Otóż w każdą niedzielę w malowniczym Parku Ludowym w samym centrum miasta odbywa się… targ matrymonialny, w którym biorą udział rodzice. Co tydzień alejki w parku zapełniają się starszymi ludźmi, rozkładającymi przed sobą parasolki z przyczepionymi do nich własnoręcznie napisanymi kartkami. Co na nich jest? Ano na przykład taki tekst:

„Dziewczyna urodzona w 1987 roku, mierząca 162 cm wzrostu, budowa ciała: normalna, oboje rodzice żyją, wykształcenie średnie, usposobienie spokojne, pozna chłopaka. Wymagania: urodzony między 1982 a 1988 rokiem, zamieszkały i zameldowany w Szanghaju, ze stałą pracą, wolny od nałogów i niepalący”.

Nikt nie wie, czemu akurat ogłoszenia wywieszane są na parasolkach, ale faktem jest, że są one doskonale widoczne z daleka. Pomiędzy wystawiającymi krążą pozostali rodzice, tym razem ci, którzy do Parku Ludowego przyszli w poszukiwaniu takich właśnie anonsów. Następuje rozmowa, czyli wymiana konkretnych wiadomości na temat własnych dzieci, prezentacja fotografii swoich pociech oraz wymiana numerów telefonów. Potem już tylko pozostaje z wypiekami na twarzy czekać na kontakt z drugiej strony i mieć nadzieję, że młodzi będą się chcieli poznać.

Jednak co dobre dla jednych, nie zawsze bywa dobre dla innych. Albowiem zazwyczaj dzieci przedsiębiorczych rodziców nie chcą słyszeć o takich aranżowanych małżeństwach i niechętnie przyjmują ich pośrednictwo w szukaniu męża czy żony. Dlatego właśnie na targ matrymonialny przychodzą często te same osoby, które rozkładają swoje parasolki i wywieszają to samo ogłoszenie od wielu lat – raczej bez większych sukcesów. Ale ciągle wierzą, że im się w końcu uda! Jeszcze sto lat temu dzieci nie miałyby nic do gadania, bo w chińskiej tradycji małżeństwa aranżowane były od zawsze i to rodzice dogadywali się ze sobą w tej kwestii i ubijali targi, całkowicie pomijając gust czy opinie swoich pociech. Najwyraźniej zatem uczestnicy niedzielnych zlotów w Parku Ludowym w Szanghaju wierzą, że i dziś da się tak działać.

Zatem droga czytelniczko, jeśli rzeczywiście się martwisz o swojego 32-letniego utracjusza i lekkoducha Karolka, to rozważ proszę wylot do Szanghaju i udział w tym niedzielnym targu, bo a nuż widelec może znajdziesz dla niego jakąś pracowitą i zaradną Yuki, która także doceni niebywałe atrybuty twojego synalka.

Choć, szczerze mówiąc, to jednak będziesz niestety miała na tym targu nieco pod górę. Czemu? Dlatego, że jest on podzielony na dwie części: lokalną (chińską) oraz tak zwaną „zamorską”, czyli gromadzącą rodziców Chińczyków zamieszkałych za granicą. Ale zapewne jak ładnie poprosisz, to i ty będziesz tam mogła stanąć ze swoim ogłoszeniem. Choć niestety muszę cię uprzedzić, że konserwatywni i starsi Chińczycy raczej niechętnie odnoszą się do obcokrajowców, obawiając się różnic kulturowych, ale głównie tego, że ich jedyne dziecko za miłością wyjedzie za granicę na stałe. Jednak nie jest to regułą.

Dlatego zanim udasz się z parasolką do Szanghaju, także i ty rozważ w swoim sercu czy warto jest wystawiać twojego ukochanego Karolka na targu. Bo jeszcze nie daj Boże zgłoszą się do ciebie po kilku dniach rodzice Yuki, która potem spodoba się twojemu jedynakowi i jeszcze chłopak na stałe wyjdzie do Chin. I co wtedy?

Ech, szkoda, że nie ma takiego targu w Polsce. Karolkowi byłoby wtedy dużo, dużo łatwiej.

Smarkanie? Plucie? Toalety, w których jesteś bezbronny? Tutaj przeczytasz o wstydliwej odsłonie Chin.

Nowe i niepublikowane opowieści z moich podróży przeczytasz w książce „Miejsce za miejscem, czyli podróże małe i duże” oraz w jej drugiej części. Kliknij tutaj, żeby kupić książki.

Chcesz być na bieżąco? Kliknij tutaj i polub ten blog na Facebooku!

Audycja „Miejsce Za Miejscem”- w każdy wtorek o 10:40 na antenie Radia Dla Ciebie oraz na: www.rdc.plArchiwalnych audycji można posłuchać tutaj