Tłumy ludzi, krzyki i rozmowy, bałagan, chaotyczny handel uliczny, restauracje rybne, rybacy, burki, zaśmiecone chodniki, korki, pot i upał. A wszystko wymieszane ze sobą w przedziwnym, azjatycko-europejskim tyglu. Dodajmy, że niebywale intrygującym!

Tak, tak, wszyscy wiemy, że najbardziej znanym mostem Stambułu jest ten o nazwie Bosforski, który łączy dwa kontynenty: Europę i Azję. To on jest symboliczny, to o nim uczymy się na lekcjach geografii. Ale zapewniam, że najciekawszą przeprawą w mieście jest właśnie Most Galata. I to tutaj (pomimo tego, że łączy dwie europejskie części miasta) najbardziej można poczuć, że Turcja to już właściwie Azja – w sferze obyczajów, zachowań i przyzwyczajeń.

Na początku umówmy się co do jednego – jeśli jesteś przyzwyczajony do bezpiecznego, wielkomiejskiego sznytu europejskich miast pokroju Paryża, Rzymu czy Londynu, to… tutaj musisz porzucić wszelkie złudzenia. Stambuł to po prostu inna bajka. Tutaj przeciskasz się wiecznie w tłumie ludzi. Uciekasz po ulicach przed pędzącymi samochodami (tutaj pieszy dynda sobie na samym końcu drabiny uprzywilejowania w ruchu miejskim). Mijasz sterty śmieci porzucone na ulicy i co chwila potykasz się o buty à la Nike, perfumy à la Chanel, skarpetki à la Adidas, okulary à la RayBan – słowem o wszystko, co tylko handlarze zdążą w pośpiechu wystawić na chodnikach.
Taki sam klimat panuje na moście Galata. Zanim tam dojdziesz, będziesz miał szansę obkupić się we wszystkie wyżej wymienione produkty, napić się piekielnie smacznej tureckiej herbatki na nabrzeżu (bez zbytniego wnikania w system mycia szklanek, który jest oparty na wiadrze) no i… zjeść świeżo złowioną rybę. Bo właśnie owe nieme stworzenia powinny patronować temu mostowi. To tutaj spotkamy setki rybaków z długimi wędziskami, a obok nich – małe przenośne grille. Hop-siup i kanapka z rybką – największy tutejszy przysmak – gotowa!
Wersja de luxe kanapki albo i cały rybny obiadek? Proszę bardzo: na poziomie -1 mostu znajduje się ciąg rybnych restauracji z darmowym widokiem na Bosfor. Jeszcze dalej, na nabrzeżu – kilka łódek na których trwa masowa produkcja kanapek ze świeżo złowionymi rybami. Sanepidu tutaj nie uświadczysz, ale za to jakie to, cholera, smaczne!
A może zechce pan kupić więcej towaru? To proszę, po lewej ma pan targ rybny. Rybki leżą na straganach, dookoła kręcą się otłuszczone koty, śmieci i resztki ryb wesoło walają się dookoła, a handel trwa w najlepsze.
No i jeszcze ten widok: wody Bosforu, minarety po obu stronach rzeki i tysiące ludzi, zapachów, głosów… Cudo po prostu. Witajcie w Azji!
Tutaj przeczytasz o tym, co grozi za spożywanie alkoholu w Iranie…
Inne opowieści z podróży można przeczytać w moich trzech książkach . Kliknij tutaj, żeby kupić książki.
Chcesz być na bieżąco? Kliknij tutaj i polub ten blog na Facebooku!
Moje pierwsze skojarzenie to Tajlandia. Bangkok zaskakuje takim samym klimatem, mnogość wszystkiego, orientalne jedzenie, biegające wszędzie zwierzęta, ruch, gwar, ale to właśnie jest ta magia.
Pozostaje mi dotrzeć jeszcze do Turcji, żeby porównać ze sobą te dwa światy. Opis wystarczająco mnie do tego zachęca, bardzo przyjemnie opisana tamtejsza rzeczywistość.