Uwaga, uwaga, deweloperzy i architekci! Niniejszym oświadczam, że organizuję dla was weekendowy wyjazd do Hamburga, podczas którego obejrzycie z bliska jak powinna wyglądać idealna dzielnica mieszkaniowa. Uczestnicy dostaną na miejscu zakwaterowanie w hotelu pięciogwiazdkowym, codzienne diety, bar bez limitu oraz zwrot kosztów podróży! Czy są chętni?
Gdybym był tak zwanym nababem (tą dziwną nazwą określa się w Indiach osobę nieprzyzwoicie bogatą) albo na przykład gdybym wygrał dwa miliony złotych w totka, to proszę mi uwierzyć: dałbym w mediach ogłoszenie o tej treści.
Pal licho – opłaciłbym naszym deweloperom, inwestorom i szacownym architektom weekend w pięciogwiazdkowym hotelu w centrum Hamburga tylko po to, ażeby zobaczyli jaka przepaść dzieli ich tanie projekty od WIZJI, którą wcielono w życie w dzielnicy zwanej HafenCity . I – jako niepoprawny idealista – miałbym nadzieję, że wezmą sobie do serca chociaż część z tych rozwiązań, a wspomnieniem z tej delegacji nie będzie li tylko kac-gigant po imprezie w hotelu. Bo mam dość tych naszych miejskich dzielnic stawianych na środku kartofliska – bez pomysłu, bez wizji, bez polotu. Tanim rozwiązaniom mówimy stanowcze: nie!
Bo trzeba uczyć się od najlepszych. A tak się składa, że w Hamburgu na terenach poprzemysłowych zaprojektowano i zbudowano wzorcową dzielnicę. Właściwie to jeszcze cały czas ją się buduje, bo całość ma być zakończona w 2025 roku. Ale już dzisiaj można oglądać większość tego nowego fragmentu miasta… i proszę mi uwierzyć, że robi on wielkie wrażenie.
Po pierwsze, mili panowie deweloperzy, w Hamburgu założono, że dany obszar miasta może pełnić zarówno funkcje mieszkaniowe jak i biurowe. Dlatego budynki mieszkalne sąsiadują tutaj z biurowcami, restauracjami czy filharmonią… dzięki czemu uniknięto sytuacji, że po godzinie 17:00, czyli po skończeniu pracy na danym terenie hula wiatr, a wieczorami zamiera życie. Tak, tak, do was piję, drodzy projektanci warszawskiego Mordoru. Natomiast HafenCity tętni życiem cały czas, nieustannie, a młode mamy mijają się z panami w garniturach czy hipsterami i wszystko jakoś bezbłędnie funkcjonuje.
Kolejna sprawa to całościowe planowanie osiedla i niesamowita wprost architektura. Przede wszystkim różnorodna. I tak na przykład budynki położone po sąsiedzku z ceglanymi i zabytkowymi spichlerzami, nawiązują do nich swoim wyglądem. Ale za chwilę natrafiamy na szklany biurowiec, albo na nietypowe budynki mieszkalne z nieregularnymi oknami i niespodziewanymi wykuszami. Tuż obok stoi blok z grafitową elewacją, a zaraz za nim – z pomarańczową. I mimo, że pozornie to się powinno kłócić, to jednak zaręczam wam, że wszystko pasuje do siebie i zdaje się być niesamowicie spójne, mimo, że różnorodne.
Widać rękę zdolnych i wizjonerskich architektów, którzy nie oszczędzali ani na odważnych projektach, ani na materiałach, z których te budynki potem zbudowano. Ale też widać rozmach inwestorów, którzy zdawali sobie sprawę, że najtańszy paździerz, ścianki działowe grubości kromki chleba i nijakość to – na dłuższą metę – droga donikąd. W HafenCity widać kawał dobrej i solidnej roboty. Ale przede wszystkim uniknięto tego, co można zauważyć chociażby w warszawskim Miasteczku Wilanów, gdzie jeden developer stawia wręcz identyczne budynki tuż obok siebie, a jeśli w końcu trafimy na inny typ budowli – możemy być pewni, że właśnie weszliśmy na obszar należący do kolejnej firmy mieszkaniowej.
Kolejna sprawa – HafenCity to zwyczajnie po ludzku zaprojektowana dzielnica, gdzie celem nie było naćkanie koło siebie jak największej ilości budynków, przez co możemy zobaczyć przez okno sąsiadkę w negliżu albo obejrzeć kolejny odcinek „Klanu” w telewizorze sąsiada z naprzeciwka. Widać, że ktoś podszedł to tej sprawy z głową, a projektanci i inwestorzy nie mieli z tyłu głowy wielkiego napisu „chciwość”, zatem pomyśleli o fragmentach przeznaczonych do wypoczynku, które zajmują sporą część terenu. Przy czym nie chodzi o placyki zabaw, kilka ławek czy rachityczną fontannę. Tutaj mamy duże, konkretne, miejskie place i szerokie deptaki. Gdzieniegdzie stoją rzeźby, posadzono sporo roślin, a wszystko razem sprawia wrażenie dobrze zaprojektowanej przestrzeni, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie.
Duże wrażenie robi także kanał wodny wcinający się w tę część miasta. Przy czym nie jest to atrapa, bowiem znajduje się tutaj niewielki port, gdzie cumują łódki i prywatne jachty. No i oczywiście jest nabrzeże do spacerów, a budynki dookoła kanału nawiązują do podobnych budowli w innych częściach Hamburga. Zostawiono także wielki żuraw, który przypomina o portowym charakterze miasta. Całość prezentuje się wprost znakomicie! No i znowu należą się ukłony dla projektantów.
No ale najważniejsze jest to, że gdy budowano dzielnicę, pomyślano o tym projekcie całościowo. I tak na przykład jednocześnie z powstawaniem kolejnych budynków, na terenie HafenCity budowano szkoły czy przedszkola, z którymi w Polsce na nowych osiedlach jest zwykle krucho. Dociągnięto tutaj także jedną z nitek metra, zatem można tym środkiem transportu wygodnie dojechać do centrum i z powrotem. Nie muszę chyba wspominać naszego Mordoru, który każdego dnia stoi w gigantycznych korkach, bo jakiś geniusz planowania postanowił zbudować okazałą dzielnicę biurową w miejscu, gdzie dojazd jest gorzej niż kiepski. Z zażenowaniem wspomnę także o tamtejszych okolicznych uliczkach i chodnikach zastawionych nielegalnie parkującymi samochodami, bo projektanci nie przewidzieli zbyt wielu parkingów. Jakby zakładali, że pracownicy dotrą do swoich biur na lotniach lub spadochronach.
Niestety, na zakończenie przyznam się, że niestety nababem, nie jestem, w totka także – póki co – nie wygrałem, zatem, drodzy projektanci i deweloperzy, nie będę mógł was zaprosić na wycieczkę. Ale radzę z całego serca pojechać do Hamburga i zobaczyć na własne oczy HafenCity, czyli idealnie zaprojektowane miejsce do życia. Bo może dzięki temu nasze osiedla przyszłości będą wyglądały nieco inaczej.
TUTAJ przeczytasz o pewnej niezwykłej tradycji w alpejskim miasteczku…
Inne opowieści z moich podróży przeczytasz w moich trzech książkach. Kliknij tutaj, żeby kupić książki.
Chcesz być na bieżąco? Kliknij tutaj i polub ten blog na Facebooku!