Uwaga! Przed przeczytaniem tego tekstu zalecane jest zamknięcie oczu i przypomnienie sobie, znanych z filmów, sielskich alpejskich obrazów: z miasteczkami położonymi w malowniczych dolinach ośnieżonych gór, z obowiązkowym kościółkiem z wieżą i niewielkimi domkami z drewnianymi okiennicami, które latem toną w kwiatach. A kiedy już będziecie mieli taki obraz przed oczami, przygotujcie się na to, że opowieść o niemieckiej miejscowości Oberammergau będzie prawdopodobnie najpiękniejszą historią o byciu wspólnotą ludzi, jaką dzisiaj usłyszycie.

Zawsze lubiłem oglądać reportaże z przygotowań do wielkich tras koncertowych. Całe sztaby ludzi pracowały przez wiele tygodni na to, aby wielkie przedsięwzięcia koncertowe gigantów takich jak Rolling Stones, Pink Floyd czy U2 mogły się odbyć. Bogiem a prawdą było także w tym wszystkim dużo gigantomanii i poczucia jedynego w swoim rodzaju posłannictwa. Zawsze w napisach końcowych takiego reportażu z trasy podawane są liczby, które mają zrobić wrażenie na widzach, dotyczące choćby zaangażowania 200 czy 300 osób pracujących przy przygotowaniu widowiska.

Ciekawy jestem min Micka Jaggera, Rogera Watersa czy Bono, kiedy dowiedzieliby się o pewnym małym, alpejskim miasteczku Oberammergau, gdzie nieprzerwanie od 380 lat, równo co dekadę urządza się widowiska pasyjne, które tylko w 2010 roku obejrzało w sumie blisko pół miliona osób z całego świata i w którego produkcję jest zaangażowanych… ponad dwa tysiące osób! Obawiam się, że ego tych znanych bogów muzyki rockowej mogłoby zostać poważnie zachwiane.

Ale zanim opowiem wam o tej niewiarygodnej historii, musicie przyjąć za pewnik, że Oberammergau to piękne miejsce i basta! Położone w odległości niecałych dwóch godzin podróży z Monachium, u stóp niemieckich Alp, robi naprawdę duże wrażenie. Wspomniany na początku tego tekstu obowiązkowy kościółek z wieżą jest, podobnie jak urokliwe domki z drewnianymi okiennicami i kwietnikami wybuchającymi w kwietniu całą gamą kolorów.

Dodatkowo na części budynków można zobaczyć ogromne malunki, przestawiające ornamenty, sceny z życia codziennego oraz motywy biblijne, zatem co chwila możemy podziwiać takie wielkoformatowe retro komiksy na fasadach domów. Pełno tutaj także zacisznych kawiarni, restauracji i hotelików, z których mamy szansę spędzić sielski tydzień. Ale i tak Oberammergau najbardziej znane jest z widowiska pasyjnego, które nosi nazwę Passionsspiele.

Wszystko zaczęło się blisko 400 lat temu, gdy do miasteczka – dotąd bezpiecznego, bo ukrytego w odseparowanej od reszty dolinie górskiej – dotarła epidemia czarnej śmierci, czyli dżumy. Ta paskudna choroba pustosząca świat od setek lat, także i tutaj nie stosowała taryfy ulgowej, uśmiercając ponad 80 osób, co stanowiło wówczas spory odsetek mieszkańców. Pozostali przy życiu przypomnieli sobie stare przysłowie: „jak trwoga, to do Boga”, padli na kolana i zaczęli się modlić przyrzekając solennie, że w zamian za zatrzymanie paskudnej epidemii, oni wystawią wielkie przestawienie pasyjne opisujące śmierć i zmartwychwstanie Jezusa.

Jak obiecali, tak zrobili. I tak oto w 1663 roku, nad grobami ofiar dżumy postawiono prowizoryczną, drewnianą scenę, na której odegrano biblijne przedstawienie. I wiecie co? To podziałało! Nagle, jak ręką odjął, dżuma przestała zbierać w miasteczku krwawe żniwo. A skoro coś działa, to czemu tego nie użyć raz jeszcze, na wszelki wypadek?

Postanowiono zatem powtarzać całą ceremonię cyklicznie co 10 lat, żeby przypominać Bogu, że w mieście Oberammergau mieszkańcy o nim pamiętają.

Przez kolejne lata pasyjne przedstawienia zyskiwały coraz większą sławę i coraz większy rozmach, zatem w 1899 roku w miasteczku postanowiono wybudować wielki teatr, który zdolny jest pomieścić… pięciotysięczną publiczność! Dzięki temu przedstawienia są niezależne od kaprysów alpejskiej pogody. Uwaga – raz jeszcze powtarzam: teatr dla pięciu tysięcy widzów! To naprawdę gigantyczna sala, dużo pojemniejsza od słynnych teatrów w największych miastach świata. Przypominam też, że cały czas mówimy o malutkim miasteczku w górach, a nie o Paryżu, Londynie czy Mediolanie.

I tutaj dochodzimy do momentu, kiedy trzeba sobie uświadomić skalę całego przedsięwzięcia, która jest naprawdę ogromna! Bowiem co dziesięć lat, kiedy odbywają się przedstawienia, przez tę malutką i senną zazwyczaj miejscowość przewijają się prawdziwe tłumy ludzi! Spektakle są grane od maja do października przez przez pięć razy w tygodniu, a więc praktycznie codziennie, co daje nam w sumie ponad 100 przedstawień w ciągu pół roku.

Oznacza to, że za dwa lata, w 2020 roku, kiedy to według tradycji odbędą się następne przedstawienia pasyjne, obejrzy je… blisko pół miliona osób z całego świata, bowiem sława Passionsspiele dotarła już dawno za granice Europy. Drogi Panie Bono, Micku Jaggerze i Rogerze Watersie – i co na to powiecie? Szacuneczek, prawda?

No dobrze, ale co właściwie sprawia, że widowisko przyciąga takie tłumy ludzi? Czyżby działała magia znanych nazwisk aktorów obsadzonych w rolach głównych? Nie, moi mili – to niewłaściwy trop. Albowiem Passionsspiele wygrywa… autentycznością i stuprocentową szczerością. Zapewne niejeden znany aktor chciałby tutaj się zakotwiczyć na okres trwania przedstawień, ale jest to niemożliwe. A czemu? Ano dlatego, że zgodnie z tradycją, w widowiskach mogą występować jedynie urodzeni w Oberammergau, względnie ci, którzy mieszkają tutaj minimum 20 lat! I od tej zasady nie stosuje się wyjątków.

A ponieważ w widowisku bierze udział prawie 2,5. tysiąca osób, należy przyjąć, że połowa mieszkańców miasta występuje na scenie w roli aktorów. Tak, moi drodzy – tutaj całe życie kręci się wokół przedstawień pasyjnych…

Część druga – kliknij TUTAJ żeby przeczytać!

Inne opowieści z podróży przeczytasz w moich trzech książkach. Kliknij tutaj, żeby kupić książki.

Chcesz być na bieżąco? Kliknij tutaj i polub ten blog na Facebooku!

Audycja „Miejsce Za Miejscem” w każdą środę o 10:40 na antenie Radia Dla Ciebie oraz na: www.rdc.pl. Archiwalnych audycji można posłuchać tutaj

————————————————————————————————————-