Zacznę od przyznania się do tego, że od wielu lat nie mam samochodu. Z pełną premedytacją pozbyłem się swojego ostatniego auta i – odpukać – od dłuższego już czasu doskonale odnajduję się w roli niezmotoryzowanego członka naszego społeczeństwa. A zrobiłem to z prozaicznego powodu: otóż nie chcę wydawać pieniędzy na kawał blachy kompletnie pozbawiony jakiegokolwiek wyrazu, bo uważam, że mniej więcej od dwudziestu lat samochody straciły duszę oraz charakter i wszystkie wyglądają bezbarwnie i nijako. Zupełnie jakby zaprojektował je sztab wyjątkowo smutnych i pozbawionych charyzmy konstruktorów.
Kiedyś, mocium panie, to były auta! Mercedesy były wielkie, szacowne i wzbudzające respekt, a Volvo – kanciaste i solidne. Chyba nikt nigdy nie pomylił pojazdów obu marek, bo odróżniały się od siebie i każda z nich miała charakterystyczne cechy i to „coś”, właściwe dla danego modelu.
A pamiętacie Saaba 900? Volkswagena garbusa? Mercedesa „Beczkę”? Stare Citroeny? Wielkie amerykańskie Chevrolety i Cadillaki?
Konstruktorzy musieli chyba tęgo popijać przy stołach kreślarskich spore ilości whisky (w USA), Martini (we Włoszech), czy też wina (we Francji), skoro ich kreski były odważne, a pomysły wizjonerskie. W zarządach wielkich koncernów samochodowych też chyba zasiadali posiadacze grande cojones, skoro decydowano się na wypuszczanie na rynek tak rewolucyjnych i śmiałych modeli.
Natomiast dzisiaj, przy komputerach projektantów musi być bardzo smutno i nijako, a na zebraniach zarządów wielkich firm samochodowych to już chyba panuje iście cmentarna atmosfera, skoro większość aut na świecie wygląda, jakby były sklonowane, co najwyżej różniąc się od siebie bardziej obłym zderzakiem, czy też zaokrąglonym reflektorem, niezmiennie nudząc swoimi pięcioma na krzyż barwami lakieru metalik. A gdzie dusza? A gdzie charakter? Gdzie odwaga? Wizja? To wszystko diabli wzięli, taka jest prawda!
Dlatego kiedy postawiłem swoją stopę na gościnnej, kubańskiej ziemi i gdy wyszedłem na tamtejsze ulice, na moim rumianym, słowiańskim licu zakwitł najszczerszy uśmiech. Bo oto, jak za dotknięciem magicznej różdżki cofnął się czas i znowu byłem w świecie, w którym samochody mają dusze. Ba – dusze, które ważą dobrych kilkaset kilo! Dodam, że do przenosin w czasie niezbędny jest bilet lotniczy i tzw. karta turysty, czyli coś w rodzaju wizy, którą najlepiej zdobyć za pośrednictwem biura AINA.PL, jakoż i ja uczyniłem.
A zatem: na Kubie dominują amerykańskie krążowniki szos z lat 50. i 60. XX wieku. Wielkie, kolorowe, z chromowymi osłonami reflektorów, fantazyjnymi klamkami i kosmicznymi lusterkami. Kopcące na potęgę i palące pewnie ze dwadzieścia litrów na setkę, ale co tam: ich wygląd rekompensuje wszystko. To żywe pamiątki po czasach sprzed rewolucji Fidela Castro, kiedy to wyspa była ściśle związana z Ameryką.
Te auta, ba – te dzieła sztuki – są utrzymywane na chodzie do dzisiaj. Oczywiście kiedy podejdzie się bliżej to widać, że niektóre z nich ząb czasu nadgryzł dość mocno i to jeszcze wypluwając sporą ilość rdzy po konsumpcji, ale i tak wygląd tych aut robi na każdym oszałamiające wrażenie!
Pomiędzy nimi przemykają… radzieckie Łady, Wołgi, Moskwicze, ciężarowe Kamazy, a także… swojskie maluchy oraz Duże Fiaty. To z kolei pamiątka po sojuszu Kuby z bratnimi krajami socjalistycznymi.
Jednak umówmy się: Wołga, czy nawet poczciwy maluszek (czyli Fiat 126p), miały w sobie z dziesięć razy więcej uroku i charakteru niż pierwsze z brzegu bezbarwne, współczesne auto. No, niestety istnieją minusy tego kubańskiego skansenu motoryzacyjnego. A są nimi czarne kłęby dymu i smród spalin wyczuwalny niemalże na całej wyspie, przy którym warszawski czy śląski smog to jeno niewinny obłoczek anielskiego dymku.
Dlatego miłośnicy motoryzacji – spieszcie się z wizytą na tej „wyspie jak wulkan gorącej”, zanim rewolucja zakończy się wkroczeniem na ziemię kubańską kapitalizmu w parze z globalizacją, a Kubę zaleją tysiące importowanych zachodnich aut wymyślonych przez projektantów z charyzmą, odwagą i cojones wielkości ziarenek fasoli.
Tutaj przeczytasz o mojej kochance, czyli słów kilka o Hawanie.
Inne opowieści z podróży przeczytasz w moich trzech książkach: Kliknij tutaj, żeby kupić książki.
Chcesz być na bieżąco? Kliknij tutaj i polub ten blog na Facebooku!
————————————————————————————————————-
Tak, to prawda, cieszą oczy te cudeńka. Była kiedyś w Hawanie i miałam przyjemność wozić się tymi zabytkami, niezapomniane chwile. Tak sobie jednak myślę, że to wynika z tego iż bardzo niskie zarobki nie pozwalają im na zakup nowych aut. Ale jak to mówią”nie ma tego złego”
Poprzedni dyktator ktory rzadzil tym krajem kilkadziesiat lat temu zakazal eksportu aut do kraju. Dzieki temu sa tam takie zabytki.
… prawo do zakupu i posiadania nowych aut mieli m.in. dygnitarze oraz część artystów, oczywiście ci zaaprobowani przez władzę.
Amerykańskie samochody to nasza pasja.Pojazdy napewno inne od europejskich.Motoryzacja amerykańska w latach 40-70 zaskoczyła cały świat.To tak jak z kulturą, trzeba ją mieć!
Fenomenalne są te stare samochody.