Drogi podróżniku! Jeśli masz w sobie choćby odrobinę zamiłowania do magii świąt Bożego Narodzenia, to mam dla ciebie informację. Otóż bilet do idealnego świata z twoich marzeń kosztuje nieco powyżej stu złotych. Za tę kwotę, w ciągu zaledwie kilku godzin, będziesz miał okazję poczuć się niczym Clark Griswold, czyli bohater kultowego filmu „Witaj, Święty Mikołaju”… i trafisz w sam środek świątecznego raju. Zapraszam do niemieckiego Lipska, gdzie odbywa się jeden z najciekawszych jarmarków adwentowych w całej Europie.

Polacy pokochali świąteczne jarmarki. Rynki i place naszych miast zapełniają się rokrocznie  w grudniu dziesiątkami (jeśli nie setkami) straganów udekorowanych świątecznymi ozdobami, na których sprzedaje się świąteczne „mydło i powidło”.  W tle rozbrzmiewają kolędy, światełka rozświetlają mroki grudniowych wieczorów, a nasze portfele uszczuplają się w tempie zastraszającym. Co chwila ktoś, tu i ówdzie w internecie, publikuje „paragony grozy”, na dowód tego, że niektórzy sprzedawcy mają w temacie ustalania cen niezwykle wybujałą fantazję i spory rozmach. No cóż, trzeba korzystać, bo nie wiadomo, czy klient jeszcze do nas wróci.

Mimo to, jest jednak w tym wszystkim coś magicznego. Coś, co nastraja nas pozytywnie i nadzwyczaj skutecznie przygotowuje do klimatu nadchodzących świąt. Zatem większość z nas nie wyobraża sobie okresu adwentu bez wizyty na jednym z jarmarków.
I w gruncie rzeczy nie ma się co temu dziwić, bo nie odróżniamy się jakoś specjalnie od innych Europejczyków. Z tą jednak różnicą, że tamtejsze jarmarki mają znacznie dłuższą tradycję, sięgającą nawet kilkuset lat.
Natomiast ja w tym roku postanowiłem pojechać do miasta, w którym tradycja jarmarków adwentowych sięga… XV. wieku i są one nieodłączną częścią historii miasta. Mowa tutaj o Lipsku – 600-tysięcznej niemieckiej miejscowości, do której można dojechać z Polski w zaledwie kilka godzin i za stosunkowo niewielkie pieniądze. Proszę mi uwierzyć, że magię nadchodzących świąt można tutaj poczuć tak mocno, jak nigdzie indziej. I przy okazji jeszcze nie zrujnować sobie portfela.

Tutejszy targ odbywający się w okresie adwentu jest w zasadzie wpisany w kod DNA zarówno miasta, jak i jego mieszkańców, a także urasta do rangi jednego z symboli Lipska. Nie mniejszego niż pobliski kościół Świętego Tomasza czy historyczna restauracja Auerbachs Keller, w której Goethe umieścił akcję jednej ze scen słynnego „Fausta”.

Pierwszy jarmark świąteczny w Lipsku odbył się (fanfary!) w 1458 roku, co daje mu zaszczytne drugie miejsce, tuż po tym pionierskim, w Dreźnie. Zaczęło się prozaicznie: otóż władze miasta przyznały niektórym grupom zawodowym możliwość sprzedaży swoich wyrobów w okresie adwentu, żeby kupcy mogli zarobić przed nadchodzącymi świętami. Natomiast dla mieszkańców była to możliwość zakupu choćby większych ilości mięsa czy ryb, bowiem i Niemcy należą do narodów, które lubią sobie suto pojeść przy stołach w okresie świątecznym.


W tym roku jarmark otworzył się dokładnie 26 listopada i trwa nieprzerwanie do 23 grudnia. Otwarcie jarmarku jest za każdym razem uroczyste, z udziałem władz miasta i w obecności mieszkańców. Od tego momentu w Lipsku zaczyna się najbardziej magiczny miesiąc w całym roku.

W tym okresie, większość ulic, uliczek i placów w obrębie najstarszej części miasta zamienia się w ogromną świąteczną wioskę, która ma swoje prawa, reguły, specyfikę oraz… swoje smaki i zapachy. Przede wszystkim dookoła rozstawia się około 300. niewielkich (zwykle drewnianych) budek i pawilonów, w których sprzedaje się to wszystko, bez czego mieszkaniec Lipska nie wyobraża sobie świąt. Większość spośród tych punktów handlowych ma ustawione na dachu specjalne, mniej lub bardziej dowcipne figurki, którymi sprzedawcy próbują przyciągnąć klientelę. Można tu kupić świąteczne rękodzieło: charakterystyczne gwiazdy, którymi przyozdabiane są okna w okresie świąt, świece zapachowe, figurki świętych Mikołajów, ręcznie malowane bombki, stroiki czy ozdoby na choinki. Są też tutaj wyroby kowalskie, a przy odrobinie szczęścia możemy trafić na rzemieślników, którzy wykonują swoje małe dzieła sztuki w obecności przechodniów.

Dużym wzięciem cieszą się w niezmiennie figurki Räuchermanna. Co to takiego? Otóż są to tradycyjne drewniane postacie, wydrążone we wnętrzu po to, aby włożyć tam kadzidełko. W Lipsku to obowiązkowy element wyposażenia każdego domu w okresie świąt.

No, ale nie ma porządnego jarmarku bez napoju zwanego Glühwein, czyli słynnego grzanego wina z przyprawami korzennymi, podawanego obowiązkowo w kubkach z logo i datą aktualnego jarmarku. Wystarczy dołożyć kilka euro do zakupu wina, ażeby stać się posiadaczem naczynia, w którym go pijemy, co zresztą czyni duża część spośród kupujących. Wszak taka pamiątka to jest coś! Niektórzy kolekcjonują te specjalne kubki, rok po roku.

Można tu także spróbować słynnych niemieckich kiełbasek z bułką, czyli bratwurstów, które są absolutną klasyką niemieckiej kuchni ulicznej. Spróbować można również węgierskich langoszy, a także Flammkuchen, czyli placków z cebulą, boczkiem i śmietaną. Na odkrycie polskich turystów czekają kołacze, tradycyjne niemieckie ciasta, owoce w czekoladzie oraz tutejsze gofry. Dużą popularnością cieszy się fondue, a także ciastka i tradycyjne wypieki lipskich piekarzy.

Zapach grillowanego mięsa i węgla drzewnego miesza się z aromatami goździków, pierników, kadzidełek i świec zapachowych, tworząc jedyną w swoim rodzaju woń, kojarzącą się jednoznacznie z jarmarkami świątecznymi. Tutaj wszystko do nas świeci, mruga, mieni się i próbuje przyciągnąć naszą uwagę na wszelkie możliwe sposoby.

Lipski jarmark rozciąga się nie tylko na głównym rynku miasta ale także na kilkunastu ulicach Starego Miasta. Ażeby trochę uporządkować handel (i jednocześnie go urozmaicić) stworzono tutaj specjalne strefy tematyczne, takie jak Fińska Wioska, Strefa Magicznych Świateł czy też Wioska Szwajcarska. Dodatkowo można trafić na liczne atrakcje, takie jak: koncerty, rozmowy z najprawdziwszym Mikołajem lub też parady świąteczne. Obowiązkowym punktem programu jest przejazd tradycyjną karuzelą, która jest jednym z symboli lipskiego jarmarku adwentowego. A także spotkanie pod bożonarodzeniową piramidą. Jeśli ktoś z was trafi na lipski jarmark, proszę koniecznie na własną rękę odnaleźć te wszystkie miejsca.

Natomiast centralnym punktem jest niezmiennie Marktplatz, na którym gromadzą się największe tłumy ludzi… i gdzie możemy oniemieć z zachwytu nad tym, w jak harmonijny sposób łączy się tam klimat świąteczny z historyczną zabudową Lipska. Stoi tam ogromna, 20-metrowa choinka, która rosła sobie na pewnym zboczu od 60 lat. Właściciel drzewa, mając świadomość tego, że świerk zaczyna zagrażać okolicznym budynkom, zdecydował się podarować go miastu. Ten zielony kolos waży, bagatela, aż 4. tony!

Nic więc dziwnego, że mieszkańcy tego urokliwego miasta, traktują grudniowe wyjście ze znajomymi po to tylko, ażeby pochodzić pomiędzy straganami i porozmawiać ze szklanką grzanego wina w ręku, jako coś normalnego i nieodzownego w tym szczególnym okresie roku. Bez jarmarku nie ma zabawy!

No a na koniec… kwestia cen. W w tej akurat materii na przyjezdnych z Polski czeka bardzo miłe zaskoczenie, bo na przykład ceny grzanego wina zaczynają się już od 3 euro. I jest to kolejny argument, żeby zapisać wizytę na jarmarku w Lipsku do swoich planów wyjazdowych. Tutaj nie zaświadczy się wspomnianych wcześniej „paragonów grozy”, które skutecznie potrafią w Polsce zepsuć nam humor. Kupcy nie potrzebują bezczelnie wyciągać pieniędzy od naiwnych klientów. Z prostego powodu: zarówno i oni, i kupujący doskonale wiedzą, że tutejszy jarmark był, jest i będzie! A ceny muszą być rozsądne, żeby klienci chcieli wrócić w to miejsce nie tylko kolejnego dnia, ale i w kolejnym roku.

Tak, jak wielowiekowa tradycja nakazuje.

TUTAJ przeczytasz o niesamowitej Filharmonii w Hamburgu.

Inne opowieści z podróży można przeczytać w moich trzech książkach . Kliknij tutaj, żeby kupić książki.

Chcesz być na bieżąco? Kliknij tutaj i polub ten blog na Facebooku!