PIERWSZĄ CZĘŚĆ FELIETONU O HAMERACH PRZECZYTASZ KLIKAJĄC TUTAJ
W poprzedniej części zacząłem wam opowiadać o ceremonii inicjacyjnej mężczyzn z etiopskiego plemienia Hamerów. O tym, że aby facet zaczął starać się o kobietę, musi na początku uzbierać kilkadziesiąt sztuk kóz i krów, bowiem te stanowią tutaj walutę. I dopiero wtedy przystępuje do pewnej dziwnej ceremonii, po której stanie się mężczyzną. Jej pierwszym etapem był kilkugodzinny taniec kobiet…
Atmosfera zagęściła się, gdy nagle zza krzaków wybiegli mężczyźni z wioski i zaczęli biczować kobiety rózgami. I tu nastąpiło moje zdziwienie, bowiem niewiasty zamiast uciekać… zaczęły domagać się chłosty od facetów i wręcz ustawiać się do bicia! Przy czym nie chodziło o lekkie i pozorowane uderzenia. Ci goście naprawdę chłostali plecy dziewczyn ostrymi jak brzytwa cienkimi gałązkami. Do krwi, bez żadnej taryfy ulgowej! Jak się później okazało, blizny pozostałe po tej ceremonii są powodem do wielkiej dumy wśród mieszkanek plemienia, zatem każda z nich chce mieć ich na plecach jak najwięcej. Podobno wcześniej smarują tez swoje plecy masłem, dzięki czemu ból jest mniejszy, a blizny – po zagojeniu się – stają się bardziej okazałe. Drogie europejskie podlotki i wy – kobiety w średnim wieku, z rumieńcem na licu szturmujące kina wyświetlające „50 twarzy Grey’a”: wasz kinowy brutal przy wojowniku z plemienia Hamerów wypada jak miękki ciapciak!
Tuż po tej dość szokującej części ceremonii nastąpiło malowanie twarzy naszego kawalera, którego dokonywał jego starszy przyjaciel, odgrywający rolę „wprowadzającego” go w męski świat.
Po tym wstępie uroczystość przeniosła się do wioski Hamerów, odległej o kilometr. I tutaj dramatyczność całej ceremonii nieco siadła, bo chociaż kobiety w dalszym ciągu tańczyły, to męska część plemienia zajęła się raczej piciem lokalnego bimbru. Pewną odmianą było też zabicie dwóch owieczek na środku wioski (wszak mięso jada się tam właśnie przy okazji takich świąt) oraz tajemnicze obrzędy na głównym bohaterze ceremonii, których jednak nie potrafiłem zobaczyć, bo odbywały się w wąskim gronie wojowników… Nasz bohater siedział na klepisku, a nad nim stali pozostali mężczyźni i czynili swoje czary.
Kiedy już myślałem, że wszystko „rozejdzie się po kościach”, a upojeni bimbrem mieszkańcy wioski, zgodnie z afrykańskim pojmowaniem czasu, który zakłada, że nikomu nigdzie się nie spieszy, przełożą główną ceremonię na kolejny dzień, nagle atmosfera zaczęła się zagęszczać. W wiosce nastąpiły jakieś błyskawiczne przegrupowania i w końcu wszyscy, jak jeden mąż, zaczęli biec na wzgórze za wioską. Tam już, jak się okazało, zagoniono wszystkie byki ze wsi. Było ich w sumie około trzydziestu sztuk.
Mężczyźni z wioski otoczyli je w dużym kole, uważając żeby żaden z nich nie uciekł. Ale i tak raz na jakiś czas byliśmy świadkami sceny w stylu turnieju rodeo, kiedy to któryś z rozjuszonych byków szarżował bohatersko, stawał na dwóch nogach i uciekał poza okręg. Sam ledwo zdołałem uciec przed jednym z takich wkurzonych gigantów. W sumie nie ma im się co dziwić, bowiem wojownicy Hamerów ciągnęli je za ogony lub języki (to podobno jedyna metoda na zmuszenie ich do przejścia w określone miejsce) i ustawiali w rzędzie tuż obok siebie. W sumie bok w bok udało im się postawić osiem zwierząt, które były pilnowane przez mężczyzn, żeby się nie rozpierzchły.
A w samym środku kręgu, pośród byków stał samotnie on. Bohater dzisiejszego dnia, czyli przyszły pan młody, do którego chyba doszło, że za chwilę zacznie się jeden z najważniejszych momentów w jego życiu. Stał zupełnie nago, bowiem do ceremonii inicjacyjnej przystępuje się tak, jak Bóg nas stworzył. Dookoła stoi cała wieś, więc wszyscy mogą sobie naszego młodzieńca podziwiać. Trzeba jednak pamiętać, że jesteśmy w Afryce, więcej – jesteśmy w tradycyjnym plemieniu etiopskim, zatem tutaj stosunek do nagości jest zupełnie inny niż w Europie.
W końcu nadszedł jednak moment próby. Nasz bohater stanął z boku ośmiu byków stłoczonych obok siebie, wziął rozpęd… i skoczył. Oczywiście musiał w międzyczasie podpierać się stopami na grzbietach byków, ale w końcu udało mu się przebiec nad wszystkimi ośmioma i nie wpaść między nie. Po chwili podniósł się z ziemi…i powtórzył wyczyn. I tak osiem razy pod rząd.
Bo właśnie tyle razy trzeba tego dokonać, żeby stać się mężczyzną w plemieniu Hamerów. A gdyby zdarzyło mu się przewrócić i wpaść między byki… zaliczyłby bardzo wstydliwą porażkę i musiałby czekać rok na powtórzenie ceremonii. Przyznajcie sami, że skok przez byki to wielka odpowiedzialność. I dopiero od momentu udanej próby facet staje się maze, czyli pełnokrwistym samcem alfa, który może starać się o względy u płci pięknej i w rezultacie poślubić którąś z lokalnych piękności!
Niestety, tuż po ceremonii zapadł zmrok, a powrót przez koryto rwącej rzeki w ciemności nieszczególnie mi się uśmiechał, zatem musiałem opuścić plemię Hamerów i ominęła mnie kolejna część ceremonii, a mianowicie świętowanie i wielka feta, która trwa nawet kilka dni. Wtedy to całe plemię tańczy, bawi się, pije bimber i piwo wytwarzane z sorgo, nawiązują się też męsko-damskie znajomości. A jeśli kobiecie podoba się jakiś mężczyzna, to podczas tańca… kopie go w nogę! Sympatyczny sposób okazywania zainteresowania, nie uważacie?
Zatem po nam, mężczyznom z Europy chodzenie na randki, podrywanie, opracowywanie strategii miłosnych i skomplikowane meandry uczuć? Czy nie lepiej wszystko uprościć i po prostu uzbierać w ciągu kilku lat stado kóz, przeskoczyć na golasa przez osiem byków i w końcu być solidnie kopniętym w piszczel przez urodziwą Hamerkę? Panowie, Etiopia na was czeka!
TUTAJ przeczytasz o pewnym magicznym miejscu w Ugandzie.
Inne opowieści z podróży można przeczytać w moich trzech książkach . Kliknij tutaj, żeby kupić książki.
Chcesz być na bieżąco? Kliknij tutaj i polub ten blog na Facebooku!