W zasadzie to dwie ulice na krzyż. Dookoła Bieszczady, choć raczej w swojej leśnej, mniej widowiskowej odsłonie. Miejscowość rozsławiona przez Krystynę Prońko, która śpiewała o „deszczu w Cisnej”. Zresztą – to bardzo prawdziwy tekst i aktualny tutaj przez, mam wrażenie, większość roku.
Bo Cisna to nie tylko kultowa już knajpa „Siekierezada”. To nie tylko Bieszczadzka Kolejka i górskie szlaki dookoła, czy też ulubione miejsce pasjonatów poezji śpiewanej, harcerzy i turystów w górskich butach i polarach. To przede wszystkim ludzie. Nietuzinkowe postacie: artyści, bajarze, pasjonaci, muzycy, leśnicy, malarze, rzeźbiarze, bezrobotni, alkoholicy i utracjusze. A to wszystko w tyglu mieszającym się właśnie na tym małym skrawku ziemi.

To tutaj mieszkał Majster Bieda ze znanej piosenki Wolnej Grupy Bukowiny, to tutaj był „lokal Pod Kogutkiem” opiewany w jednym ze swoich utworów przez Stare Dobre Małżeństwo. Warto posłuchać barwnych opowieści Ryśka Burego czy też obejrzeć obrazy Agnieszki Słowik-Kwiatkowskiej. W ogóle – spora ilość kreatywnych osób przypada tutaj na metr kwadratowy.
Bieszczady w wersji ciśniańsko- leśnej
To w Cisnej podczas jednego dnia możesz spotkać wokalistę znanego poetyckiego zespołu, obejrzeć rzeźby i obrazy w Siekierezadzie, wpaść na bardzo dobry lub całkiem zły koncert (lub kilka naraz- jak to bywa tutaj często w sezonie), posłuchać najnowszych plotek z życia wsi (a dużo, oj dużo się tutaj dzieje) i napić się parszywego wina z kartonu za 6 złotych z miejscowymi pod sklepem. Mała wieś, a niezmiennie dla mnie intrygująca. W zasadzie niedostępna (bo i czego mają tutaj szukać?) dla plastikowej części naszego społeczeństwa. A według mnie warto tutaj wracać. Wsłuchiwać się w opowieści, pożyć trochę sprawami ciśniańskimi. Upić się w „Siekierezadzie” (co niektórzy traktują jako punkt honoru), podtruć się ruskimi pierogami za rogiem, odwiedzić klimatyczny cmentarz.
Ale Cisna bywa też mroczna, posępna. Jak podczas srogich tutaj zim, czy w czasie częstych deszczów. Góry dookoła są wtedy zamglone, niedostępne, ponure. Poza sezonem wieść wyludnia się niemal całkowicie z turystów.
A ja właśnie wtedy lubię tutaj być. I Wam też polecam odwiedzić Cisną poza sezonem… i otworzyć się na ludzi. Bo to głównie oni tworzą klimat tego wyjątkowego miejsca.
Tutaj przeczytasz o najbardziej klimatycznym i magicznym polu namiotowym w Bieszczadach.
Nowe i niepublikowane opowieści z podróży, przeczytasz w moich trzech książkach podróżniczych. Kliknij tutaj, żeby kupić książki.
Chcesz być na bieżąco? Kliknij tutaj i polub ten blog na Facebooku!
akurat do Cisnej nigdy nie dotarłam. po Twoim opisie już wiem, że warto! 🙂 pozdrawiam bieszczadzko! 🙂
Bardzo fajny opis Cisnej. No cóż – ja tu mieszkam od półtora roku (jestem leśnikiem) i ………………………… jest różnie. Czasami cię bierze cholera że do najbliższej, dobrze zaopatrzonej apteki jest 38 km (Lesko), a czasami cieszysz się że od złych rzeczy jesteś mgłą oddzielony (za KSU)…………….. Po prostu – tu jest inaczej…………. na pewno wpadając do Cisnej na wekkend nie da się jej poznać………….
Piękny opis.. Ostanie zdjęcie to we mgle jest zrobione z takiej małej drewnianej knajpki gdzie grają piękne polskie piosenki (głównie Starego Dobrego Małżeństwa), zaraz przy końcu Cisnej, prawda? 😉 Mają tam dobre jedzenie 😉 Mam podobne zdjęcie 😉
Pozdrawiam serdecznie. Sama jestem zakochana w Bieszczadach 😉
Dokładnie- Bar na Zamościu- na końcu Cisnej.
Jedzenie pierwszorzędne..
Pozdrawiam 🙂
najlepsze w Bieszczadach ruskie pierogi. Pozdrowienia dla Pani Beaty i Pana Roberta.
Oj bywało się i to wiele razy.W sezonie i poza nim 🙂
Spanie na sianie,Festiwal Bieszczadzkie Anioły,Bacówka pod Honem,wino z kija w Siekierezadzie,szlaki górskie,w deszczu i krótko po nim,kiedy góry „oddychają”,rozmowy przy pomniku z bieszczadzkimi zakapiorami 🙂 Same mile wspomnienia 🙂