W poprzednim odcinku cyklu o Neapolu odwiedziliśmy jedną z najlepszych pizzerii na świecie, próbowaliśmy tutejszej zabójczej kawy oraz umieraliśmy z rozkoszy, wcinając najlepsze owoce morza w mieście. A dziś? Ano dzisiaj znowu podpadniemy naszemu dietetykowi i ponownie sprawimy wielką przykrość naszej trzustce i wątrobie, albowiem zamierzam zaprowadzić was w kolejne miejsca w Neapolu, w których popełnimy z radością grzech obżarstwa totalnego.
Pierwszym z tych miejsc jest Trattoria Da Nenella. Absolutny wzorzec południowo-włoskiej jadłodajni – gościnnej, głośnej, rozkrzyczanej, pełnej gwaru i wiecznie zapełnionej ludźmi, bo karmią tutaj tak, jak włoska Mamma karmi swoje dzieci: prosto, domowo, od serca i w dużych ilościach! A dodatkowo Da Nenella jest położona w jednym z najbardziej autentycznych rejonów miasta – w poprzecinanej siatką gęstych, pnących się pod górę uliczek Dzielnicy Łacińskiej. Dookoła unosi się zapach jedzenia, skutery jeżdżą po chodnikach, dzieci bawią się przed domami, a nad głowami suszy się pranie. Vita reale!
W Neapolu nie znoszą utrudniać sobie życia, dlatego i w tej jadłodajni koncept jest prosty, jak prosta jest pobliska Via Toledo. A mianowicie mamy do wyboru opcję za 12 euro i opcję o trzy euro droższą. Zarówno w jednym jak i drugim wariancie dostajemy na stół kilka kromek pysznego, neapolitańskiego pieczywa, butelkę znakomitej wody, ogromną karafkę wina oraz pierwsze i drugie danie. Każdego dnia jest inne menu, ale pierwsze danie wybieramy zwykle pośród kilku rodzajów makaronów i sałatek. Drugim daniem może być wielki jak stół stek czy też jedna z kilku ryb – do wyboru, do koloru. Do tego dobieramy jeden dodatek – na przykład grillowane warzywa czy ziemniaki.
A żeby jeszcze było milej, na zakończenie posiłku podejdzie pan kelner z koszem świeżych owoców i będziemy sobie mogli wziąć banana czy też kilka mandarynek w roli deseru. W opcji droższej dochodzi nam jeszcze talerz przystawek, czyli smażone krokiety arancini, oliwki i szynka parmeńska. Uwierzcie mi – w tej wersji za 15 euro spokojnie najedzą się dwie osoby, zatem trzeba się dobrze zastanowić przed zamówieniem, ażeby nie „przestrzelić”. Bowiem w Da Nenella czujemy się jak jakiś mały Federico lub Francesco, podkarmiany co rusz domowym spaghetti przez troskliwą mammę Giuliettę i nie ma możliwości, żebyśmy wyszli stąd głodni! A o tym, że wszyscy się czują tutaj dopieszczeni, niech zaświadczy codzienna kolejka przed lokalem – zwłaszcza w godzinach obiadowych i wieczornych.
Kiedy już wyjdziemy stąd, zataczając się od krawężnika do krawężnika z powodu przejedzenia i wlania do organizmu litrowej karafki wina, zaproponuję wam krótki spacer. Po co? Ano po to, żeby poznać kolejny, neapolitański przysmak zwany trippa.
Nieprzypadkowo zaproponowałbym konsumpcję tej potrawy właśnie wtedy, kiedy wycieczce wypite wcześniej wino pląsałoby moim gościom w głowie. Bowiem któż na trzeźwo chciałby spróbować… parzonych wieprzowych jelit, flaków, nóg i żołądków? Zwłaszcza jeśli zobaczyłby je wiszące w całości na ulicznym stoisku.
Na szczęście Polak po winie staje się odważny, ba – zaczyna czuć się ułanem na karym koniku, a zatem zakładam, że kilka osób z wycieczki na pewno by się skusiło na tę potrawę, która – uwaga – ma swoją długą tradycję w Neapolu. A zatem za 3 euro sprzedawca zdejmuje kolejne flakopodobne kawały podrobów z wystawy i ścina dla nas drobne kawałki wprost do plastikowego pojemnika. Na koniec polewa je sokiem z cytryny, posypuje solą morską… i już. Gotowe! Znowu wygrywa prostota – jak to we Włoszech. I wiecie co? Trippa smakuje odwrotnie proporcjonalnie do tego, jak wygląda. Czyli świetnie! To jedno z moich największych kulinarnych odkryć w tym mieście, zatem polecam to danie nie tylko odważnym. I niekoniecznie pijanym.
W poprzednim odcinku tej opowieści opisałem wam też jedną ze starszych i najbardziej popularnych pizzerii w Neapolu – Da Michele. Ale być w tym mieście i nie spróbować pizzy choć w dwóch miejscach to skandal najwyższych lotów, nie uważacie? To powiem wam, że ja osobiście zabrałbym swoich gości do lokalu zwanego Gino Sorbillo!
Kolejka przed lokalem uzmysławia nam, że nie ma żartów, tym bardziej, że 90% ludzi stojących w kolejce to Włosi. A kiedy już wejdziemy do środka i zamówimy swój placek (a jest ich tutaj kilkanaście do wyboru, bowiem właściciel uznaje za godne noszenia nazwy „pizza” także inne rodzaje tego dnia niż tylko margherita i marinara), uznamy, że jest OBŁĘDNY! To według mnie najlepsza pizza w Neapolu – przebijająca niestety słynną Da Michele. Ciasto jest wprost genialne! Pozycja obowiązkowa podczas wizyty w tym mieście!
No ale wycieczka byłaby niepełna, gdybyśmy na jej koniec nie spróbowali czegoś jeszcze. Specjału, bez którego nie można się obejść będąc w Neapolu, bo w przeciwnym razie popełnilibyśmy ciężki grzech zaniechania. Gdybyśmy tego nie zjedli, za karę bóg nieba Jowisz mógłby ściągnąć na nas burzę z piorunami, przy której huragan Catrina byłby tylko małym deszczykiem. A tym specjałem jest sfogliatella, która pod Wezewiuszem jest równie kochana jak pizza i podobnie popularna niczym kawa.
Jest to kruche, listkowane ciastko wypełnione różnym nadzieniem, przy czym najbardziej klasycznym jest to z ricotty i dodatkowo posypane cukrem pudrem. Cudowny, niepowtarzalny i delikatny smak stworzony dla tych, którzy uwielbiają chrupać, bowiem tutaj robi się to od pierwszego kęsa do ostatniego. Neapolitańczycy uwielbiają to ciastko i można je tutaj kupić na każdym rogu ulicy.
A gdy na zakończenie wycieczki w oku zakręci się łezka ze smutku, że trzeba już odjeżdżać, zawsze możemy kupić sobie na osłodę cudowne, włoskie lody, które uchodzą za najlepsze na świecie… I tutaj też panuje dowolność w wyborze miejsca ich zakupu, albowiem Włosi nie potrafią robić złych lodów.
A kiedy już dostaniesz do ręki wielki wafel wypełniony ogromną porcją cudownej zmarzliny na bazie prawdziwego mleka i najprawdziwszej śmietany… uświadomisz sobie, że właśnie zakochałeś się w Neapolu miłością szczerą, piękną i nieuleczalną…
Czego ci szczerze życzę!
Część pierwsza przewodnika kulinarnego po Neapolu znajduje się TUTAJ
Inne opowieści z moich podróży przeczytasz w książkach: „Miejsce za miejscem, czyli podróże małe i duże” oraz w jej drugiej części. Kliknij tutaj, żeby kupić książki.
Chcesz być na bieżąco? Kliknij tutaj i polub ten blog na Facebooku!
Audycja „Miejsce Za Miejscem” w każdy wtorek o 10:40 na antenie Radia Dla Ciebie oraz na: www.rdc.pl. Archiwalnych audycji można posłuchać tutaj